Koniec tygodnia zwiastował nadejście upragnionego luzu dla Mikiego. Co prawda plany miał niezbyt rzutkie, ale fakt że będzie mógł spokojnie popykać w KJSa napawał go optymizmem. Tak naprawdę nie znosił zgiełku, blichtru, tej całej gonitwy Nimbu za wartościami, które narzucał im system. Ciężko się żyje będąc w podwójnej roli, z jednej strony oddanego pracownika i naczelnego programisty Rady Starszych, a z drugiej pół Karpezjana, bytu będącego czystym złem, ale za to w pełni wolnym. Planeta, na której żyli Miki, Kent i Jenny dawała im wszystko, myślała za nich, umożliwiała pracę, odpoczynek i rozrywkę. Wydawałoby się, że to tak wiele w drodze do niebytu a jednak…koszt był ogromny, bo to cholerne poczucie niespełnienia dawało się tak bardzo we znaki, szczególnie wieczorami, gdy krótki dzień na Nimbu ginął za horyzontem, a nocne niebo rozświetlone tysiącami gwiazd oraz światłem dwóch księżyców przypominało, jak bardzo uwięzieni są w tym najlepszym w galaktyce raju. Miki często zastanawiał się nad sensem istnienia, pamiętał że jego przodkowie spełniali się czyniąc czyste zło, to nadawało im sens życia oraz poczucie misji, w myśl zasady, że dzieło niszczenia może być równie wzniosłe jak dzieło tworzenia. Dużo do myślenia dawał mu sen Jenny, gdzie Petrus, jeden z legendarnych wodzów plemienia Karpezjan tak bardzo pokochał dobro, że zdecydował się zdradzić braci i uchronić Ziemię przed niszczącym uderzeniem potęgi zła…
Chyba już do końca będę się szarpał – pomyślał Miki.
W jego głowie panował chaos, widział wyraźnie, że sprzeczności jakie nim targają, oraz ogromny konflikt między tym co dobre a złe, niszczył go dzień po dniu. Czuł wyraźnie, ze gdy jest wierny swojej krwi, to wszystko idzie jak z płatka, zadania same się wykonują, Nimbu schodzą mu z drogi, siła rozpiera niczym wybuch supernowej, ale też zaraz następował kryzys. Ileż można iść po trupach? Z pozoru zaniedbany informatyk, wewnętrznie potężny heros z czwartym dingiem w sztuce walki Zehalu, będącym jednym z najlepszych w galaktyce w posługiwaniu się siłą wibrującej jaźni…
W kontemplację Mikiego wdarł się dźwięk interkomu. To był Kent…
Cześć Kent, co słychać? – Miki spojrzał na twarz kolegi.
Źle wyglądasz – dodał niemal natychmiast, widząc ogromny smutek na jego twarzy.
Cześć Miki, nie szkodzi. Słuchaj, czy możesz zlokalizować Jenny? Od dłuższego czasu próbuję się z nią skontaktować i bez rezultatu. – powiedział Kent.
A w pracy próbowałeś ją łapać? – zapytał Miki
Właśnie w tym sęk, że rozmawiałem z Neverem, który oficjalnie zgłosił jej zaginięcie. – odparł Kent.
Jak to zaginięcie? Przecież rozmawialiśmy niedawno w Blue Lullaby! Byłeś z nią w górach? – zapytał Miki.
Byłem…we własnym śnie. Nigdy ze mną tam nie poszła… – Kent mówił coraz wolniej.
Wiesz, ja w ogóle nie wiem czy ona istnieje. Boję się, że to wytwór mojej wyobraźni. – dodał po chwili.
Jak nie istnieje? A ten cały czas, który spędziliśmy razem? – zapytał Miki.
Miki! Boję się, że Ty też nie istniejesz…że ja nie istnieję. – Kent był wyraźnie zdenerwowany.
Kent! Co ci jest? Martwię się o ciebie! Może powinieneś wybrać się do emodroida? – powiedział Miki przybliżając twarz do interfejsu.
To nic nie da. Wiesz, że jeśli ona zniknęła, to oni jej nie namierzą. Nikt z nich nie potrafi się kontaktować na 6Hz. Ja ją czuję, wiem że jest, wiem że myśli o nas ale nie mogę się do niej przebić. Wtedy, kiedy pierwszy raz zajrzałem do jej głowy ujrzałem wszystko, coś jakby całą jaskrawość, a dopiero później okazało się, że to była zwykła zasłona dymna! – powiedział Kent.
Nie zgadzam się! Wtedy ujrzałeś wszystko, tylko ten fakt ją tak mocno przeraził, że zaczęła cię blokować tworząc fałszywe fraktale i przekonania. Ona czuje, że coś nie gra i chyba w jakiś sposób chcę cię chronić, separując od siebie. – odparł Miki
Mam to w dupie, rozumiesz! Ja nie potrzebuję ochrony! – Kent rzucił z rozmachem kubek tak mocno, że ten roztrzaskał się na posadzce.
Uspokój się! Takie informacje sugeruje interpreter umysłów na bazie danych jakie dostarczyłeś w trybie wsadowym, wprost z jej głowy. – odparł Miki.
Miki. Ja jestem splątany z nią kwantowo, ja to czuję…może nie bezpośrednio, ale w jakieś formie. Wiesz, że moje życie nie ma sensu, bo jestem tylko narzędziem w umyśle Architekta, ale mam zadanie, wiarę, wiedzę i zamierzam je wykonać jak najlepiej! – Kent odwrócił się na chwilę do tyłu, jakby coś przykuło jego uwagę.
Kent! Co ty pieprzysz? Jakie narzędzie! – Miki tym razem stracił panowanie.
Teraz ty się uspokój. Mówię ci jak jest, wystarczy, że wyciągnie wtyczkę a nasze marne życie, co ja gadam, cały nasz świat przestanie istnieć, stanie się zwykłym fraktalem w starej kopalni z zapisanym binarnie śladem tego, że w ogóle w jakikolwiek sposób istnieliśmy. – Kent ciągle odwracał głowę w kierunku drzwi.
Gadasz od rzeczy, ale OK. Spróbuję coś zrobić, aczkolwiek szanse mam znikome. Ona nie jest zmapowana przez system i wiesz o tym dobrze. Nawet droidy w knajpie nie wiedzą jakiego drinka chce. – powiedział Miki.
Nie wiem przyjacielu, ale zrób coś. Wiesz, może chodzi o to, żeby w ogóle coś robić, bez względu na efekt? Nie wolno się poddawać, nigdy! Pamiętasz jeszcze biblię Karpezjan? – zapytał Kent.
Jasne, że pamiętam, ale my już nie należymy wyłącznie do tej rasy. Jesteśmy w połowie Nimbu, a naszym zadaniem jest dostarczać energii życiowej dla Rady Starszych, poprzez naszą szarpaninę emocjonalną. Zapomniałeś już, co jest naszym głównym zadaniem? – odparł Miki.
Wiem! Wiem o co gramy, ale czuję też, że bez niej się nie uda. Nie czuję, jestem tego pewien! Poza tym Architekt również zamilkł. Martwię się, bo zaczął jakiś dziwny trening siłowy na dziesiątym poziomie. Rada Starszych nawet tego nie zindeksowała, to poza ich percepcją! Miki! Trening siłowy! Architekt! Odrzuca coraz częściej inteligentne algorytmy na rzecz efektu skali. Wiesz czym to się skończy? Zagładą Nimbu a tym samym nas wszystkich. – dodał Kent.
Rzeczywiście średnio to wygląda. – Miki skupił się bardzo mocno na tym co mówił Kent.
Chodzi o to, że on sobie poradzi, bo już nie raz z odczytów binarnych wynikało, że wychodził z każdej opresji, bez względu na wymiar, ale efekt skali może oznaczać tylko jedno. Nasz najważniejszy, pełen dobra i miłości świat z szansą na pełną wolność dla Nimbu odejdzie w niebyt a on sam, jak zawsze w tej sytuacji zacznie testować inne światy, nawet te położone w odległych galaktykach, do czasu aż trafi na kilka z nich, które będą w miarę wpasowywać się w jego wizję. Wówczas zasili grono reszty Architektów, którzy po wielkim wybuchu masowo tworzą biliony nowych rzeczywistości. To będzie masówka, tworzywo sztuczne, coś pozbawiony wyższych uczuć i idei. Miki! To może być katastrofa. – Kent wyraźnie tracił panowanie nad sobą.
Kent wyluzuj! Akceptacja. Nie masz na pewne rzeczy wpływu. Czy nasz świat jest naprawdę aż tak ważny? Czym różni się od innych? Jeśli przyjdzie nam odejść, to odejdziemy. Ja się i tak cieszę, bo zostanie po nas ślad. Choćby ten we fraktalu. Pomogę ci, spróbuję ją odnaleźć, może uda mi się złapać jakiś link. – odparł Miki.
Dzięki. Tu nie chodzi o to co będzie, tylko o fakt, żeby ktoś, kto kiedyś tak jak my odczyta nasz fraktal mógł być pewien, że zrobiliśmy wszystko co możliwe. – odparł Kent.
Czy to takie ważne? – zapytał Miki.
Dla mnie tak. Poza tym efekt ma znaczenie a wiara czyni cuda! – Kent wyraźnie odzyskiwał siły.
Dobrze, zatem ja idę do laboratorium a ty spróbuj nawiązać jakiś kontakt mentalny z Architektem, może w ten sposób uzyskasz jakaś wiedzę? – odparł Miki.
Tak. Poza tym spróbuję znów na 6Hz, bo mam wrażenie, że jej wizja tego co dobre i złe znów się rozjechała a siła programowania od dziecka robi swoje. Damy radę Miki, trzym się! – krzyknął Kent wyłączając interkom.
Miki wszedł do laboratorium, jednocześnie uruchamiając terminale. Zajął miejsce w wirtualnym fotelu i zaczął skanować rzeczywistość. Niestety żadne sztuczki programistyczne nie dawały zadowalających rezultatów. Po prostu brak śladów binarnych z jej umysłu uniemożliwiał mu złapanie jakiegokolwiek linku do jej aury. Mimo to nie poddawał się próbując złapać cokolwiek, choćby zakłócenia widma z kontrolera umysłów. Po długim czasie namierzył delikatne, niestandardowe drgania na pewnej niskiej częstotliwości w okolicy terminala promów odlatujących na jeden z księżyców Nimbu. Teleportował swój awatar w tamtym kierunku korzystając z tunelu czasoprzestrzennego…
Szedł przez ogromną przestrzeń luku pasażerskiego na promie, kiedy zauważył ją siedzącą przy oknie po lewej stronie. Miała nieobecną twarz a z jej aury biła samotność…uśmiechała się do siedzącego na przeciwko Nimbu a mimo to Miki czuł wyraźnie, że ona jest gdzie indziej, mimo że tamten nie zdawał sobie sprawy z tego faktu. Usiadł pomału o dwa fotele dalej, wyjął tablet i podłączył się do jej telepronatu…
Czyli żyje i ma się dobrze.Może chce się wycofać? Może ma dość i chce zasilić system? – myśli kotłowały się w głowie Mikiego.
Już miał do niej podejść, albo choć uśmiechnąć się w przelocie, kiedy coś kazało mu wyciągnąć wtyczkę. Siedzący na przeciwko Nimbu zdziwił się ogromnie, gdy Miki nagle zniknął niczym zakłócenie pasma. Rozglądał się na boki i za siebie, pewnie nigdy nie zrozumiał co się tu stało.
Miki porzucił awatar i wrócił do laboratorium. Siedział chwilę patrząc przed siebie…
Będziemy czekać. Nie powiem nic Kentowi, może to okropne, ale wiem, że jak dowie się, iż ją namierzyłem, to nie wytrzyma i natychmiast zacznie ją cisnąć a tego nawet Architekt by nie chciał. Sięgnął po końcówkę interkomu…
Kent? Słuchaj, chcę ci tylko przekazać żebyś się nie martwił. – powiedział widząc zatroskaną twarz przyjaciela.
Znalazłeś ją? – zapytał Kent.
Nic więcej nie mogę powiedzieć, ponad to, żebyś się nie martwił. Myślę,że ona sama by sobie tego życzyła…- odparł Miki.
Ale przestań gadać mi tu farmazony! Co ustaliłeś? – Kent tracił cierpliwość.
Nic więcej ci nie powiem. Będziemy w kontakcie. – Miki wyłączył interkom.
Kent siedział przez kilka sekund nieruchomo wpatrując się w migający na ekranie kursor…wstał, sięgnął po leżącą na stoliku książkę i zatopił się w jej treść. Coś kazało zachować mu spokój…