Tak to już bywa w życiu faceta, że gdy na jego drodze staną dwie kobiety o charakterze dynamitu połączonego z gorzką czekoladą od La Maison du Chocolat w posypce z papryki, to musi się to skończyć albo totalnym odlotem, albo zupełnym upadkiem. Ryzyko jest spore, ale jako że od dziecka lubię czasem popuścić wodze fantazji, to postanowiłem postawić wszystko na ten układ! Miłośnikiem Mazdy MX-5 jestem od dziecka, śledziłem rozwój modelu począwszy od słynnej mydelniczki oznaczonej kodowo NA, poprzez NB, aż do NC, której właścicielem stałem się w zeszłym roku. Tak się złożyło, że w moje łapy niedawno wpadła kolejna Madzia oznaczona tym razem jako ND. Dwa litry benzyna, idealne wyważenie, niska masa własna i tylny napęd gwarantują emocje, przy czym objechanie na krętej drodze znacznie silniejszych konkurentów nie stanowi żadnego problemu. Wszak już sam Jeremy Clarkson tak podsumował czwartą generację kultowego roadstera:
“It’s a cure for depression, this car, it really is. You just can’t be in a bad mood when you’re driving it.”
No właśnie…Wkładam klucz do schowka, poprawiam znakomity, skórzany fotel, który zdaje się otulać kierowcę niczym jego brat pilota w kabinie myśliwca F-16. Jest wygodny, dobrze wyprofilowany, można by tylko nieco popracować nad wentylacją – nic się nie zmieniło w stosunku do NC, po dłuższej jeździe plecy są mokre. Wciskam guzik startu (stacyjka zniknęła – kolejna zmiana) i Madzia wita się charakterystycznym brum! Cztery cylindry, dwa litry pojemności, 160KM, sześciobiegowa skrzynia i 6,5 sekundy do setki. Na środku konsoli duży kolorowy wyświetlacz, jest możliwość sparowania telefonu z systemem audio za pomocą bluetooth. Niestety jakość głośników nadal nie porywa – tu czuję lekki zawód, chociaż za dopłatą jest opcja audio Bose. Zapinam jedynkę i…jeaaaaa! Ależ to idzie! Fajne wrażenie robią “nadmuchane” i podniesione błotniki, które zaraz przywodzą mi skojarzenie ze słynnym Porsche 550 Jamesa Deana. 😉 Ciekawe czy to celowy zabieg, czy przypadek? Tak czy owak efekt jest świetny.
Auto znakomicie się prowadzi jest jednak subiektywnie bardziej miękkie niż NC, którą poznałem dość dobrze. Tam moment utraty przyczepności w zakręcie był znakomicie wyczuwalny, tu auto zdaje się delikatnie pływać, ale może to tylko wrażenie? Całość w każdym razie robi genialną robotę. Teleportuję się na chwilę na niemiecką autostradę i stwierdzam, że Madzia bez problemu osiąga licznikowe 220km/h, a na spadkach budzik pokazuje nawet 240km/h. Z otwartym dachem to nieco hardcore, ale ja mam farta, bo mam 180cm wzrostu, powyżej niestety głowa kierowcy wystaje ponad przednią szybę, dlatego jeśli ktoś chce kupić ten znakomity samochód powinien się nim najpierw koniecznie przejechać.
Umówiłem dziewczyny na parkingu marketu. Nie byłem pewien, czy klikną, ale już po chwili wraz z głośnym brum! z jednej strony i takim samym ale wow! z drugiej w chwili ruszenia, wiedziałem, że się dogadają. Plan mamy taki:
- Nikiszowiec
- Zamek w Orodzieńcu
- Czorsztyn i autorski plan zdjęciowy
Gosia dba o muzykę, a ja skupiam się na utrzymywaniu w ryzach Madzi. Pokonywanie rond, zakrętów to czysta poezja, parę razy zresztą ponosi mnie i robię po kilka rundek dookoła kompaktowych krążków driftem, oczywiście wtedy, gdy nikogo nie ma w pobliżu. Kontrola tego samochodu to czysta przyjemność. Po godzinie meldujemy się na Nikiszowcu, wzbudzając małą sensację wśród mieszkańców, którzy proponują nam jakieś ładniejsze plenery. Niestety – my doskonale wiemy, czego chcemy. Parę errorów z blokadą ruchu, kilka bram, podwórek i materiał gotowy! Kierunek Ogrodzieniec. Wpadamy na prywatny parking urządzony na trawniku posesji. Gosia robi zdjęcie śmiejąc się do łez, bo kontrast jest niesamowity, za to właściciele serdeczni. Przerwa na posiłek i pytam czy wjadę pod sam zamek? A skąd panie, zaraz ochrona pogoni! Tak? No to zobaczymy! 😉 Pomalutku, po cichutku, wspinamy się wąską dróżką pod samą budowlę. Ludzie się nawet uśmiechają widząc ten dość niecodzienny krajobraz. Czego się wszak nie robi dla kawałka fajnego materiału? Ogrodzenie trochę psuje całość efektu, ale kilka ujęć wychodzi naprawdę dobrze. Czas płynie nieubłaganie, słońce powoli zmierza do kresu a tu jeszcze prawie 170km do przejechania! Ruszam dość szybko i widzę z daleka jak ukryty w krzakach policjant gramoli się z suszarką, ale jest zbyt późno! Grozi nam palcem a Gosia macha mu przez otwarty dach. 😉 No cóż? Nie udało się tym razem.
Zakopianka, kilka zdziwionych min panów w limuzynach, jeden zdruzgotany młody człowiek w Mini, parę innych opadających kopar na widok tego, co Madzia wyprawia z zakrętami. Oczywiście wszystko w ramach dozwolonej prędkości, wszak każdy wie, jak “zakopianka” wygląda na przykład na Patelniach w Chabówce. Ukochana Rabka i już mkniemy w kierunku Czorsztyna, odnajduję zaznaczony na mapie zjazd w polną drogę, skręcamy trochę niepewnie, bo Madzia ma dość niskie zawieszenie, ale daje radę. Po chwili łapiemy wspaniały widok! Zachodzące nad jeziorem czorsztyńskim słońce niesamowicie oświetla zbocze wzniesienia, na którym stoimy. Znów szkiełko idzie w ruch, kolorytu dodają jeszcze pasące się w pobliżu owce. Klimat jest tak fajny, że strzelam nawet parę portretów.
Czas się zwijać! Próbuję ruszyć z trawy, ale płaskie kapcie obute w 17 calowe felgi buksują w miejscu, nadeszła chwila prawdy. Gosia chwyta za grzywę Madzię, jednocześnie dodając gazu a ja pcham od tyłu! Chwila i już jesteśmy na szutrze!
Słońce zachodzi, włączam wydajne ogrzewanie, które dzięki specjalnie ukształtowanym strefom pozwala podróżować w cieple bez dachu, nawet gdy jest zimno. Ciekawe czy patent z NC, który umożliwiał jazdę w dość dużym deszczu z otwartym dachem nadal działa? Nie było okazji sprawdzić, pogoda wszak była zamówiona. Sylwia Grzeszczak wciąż pyta, którą kochać chce bardziej, dobrze że to nie o mnie chodzi. 😉 Jestem tak skołowany, że już nie wiem, czy to ta, czy tamta dziewczyna? A może obie? 😀
Zmiany płyty, Red Hot Chilli Peppers, zakopianka wijąca się w dół, lewy pas permanentnie nasz, Madzia jest stworzona do takiego środowiska! Autostrada, fajny rynek, w pewnym sympatycznym mieście i czas do domu. Ważne, że dziewczyny się dogadały, co chyba widać na zdjęciach? 🙂
Reasumując, nowa Mazda MX-5 nie straciła nic z uroku kultowego roadstera, który jest stworzony w jednym celu. Dawania przyjemności z jazdy kierowcy. I tego się trzymajmy, bo endorfin na dziś wystarczy.
Zapraszam do galerii!
Rafał Skonecki
PS: Jeśli chcesz mieć takie zdjęcia, zareklamować swój samochód, bądź skuteczniej go sprzedać – pisz themaskator@gmail.com – dogadamy się. 😉
https://goo.gl/photos/1i4KnwyjbgvPjr7Q9