“Przed rokiem udało się zamienić dwupokojowe mieszkanie syna po remoncie na zrujnowaną kawalerkę obok, dopłacając jeszcze 25 000 zł (ja z reguły robię takie świetne interesy). Początkowo myślałem o pomieszczeniu tam w niesprecyzowanej przyszłości kogoś, kto zajmie się mną, gdy do reszty zgrzybieję, ale nagle z lewej i prawej zaczęły sypać się oferty nie do odrzucenia. A to czyjś syn idzie na prawo i szuka stancji, a to dalsza rodzina przeprowadziłaby się tam na jakiś czas w poszukiwaniu naczepienia w stolicy, a to panienka, która wpadła na pomysł, by się mną na starość opiekować (to nią trzeba by się było opiekować, ułatwiając jej co miesiąc dociągnięcie do pierwszego i chroniąc przed prozą życia – spróchniała lipa, ale jednak osłania od deszczu), po mojej odpowiedzi odmownej, zaserwowała mi koleżankę ze studiów, która jest rzekomo „bardzo ładna” i szuka mieszkania….
Zasiedliłem sam sobą kawalerkę i teraz jestem na etapie załatwiania ze spółdzielnią zezwolenia na budowę korytarzyka łączącego oba mieszkania. Stosowni ludzie ze spółdzielni, straży pożarnej i architektury przyjęli już korzyść majątkową i teraz pchają moją sprawę do przodu. Znajoma pani powiedziała, że powinienem po kolei wykupić cały ten ogromny blok, a mnie zaraz przyszło do głowy, by połączyć go labiryntem korytarzy. W końcu gdzieś umieram i leżę jak faraon w piramidzie, a nikt nie umie odnaleźć moich zwłok, gubiąc się w nieskończonym labiryncie. ”