Gdańsk, 8 listopada, 10:15
Liście tańczą malowniczo na wietrze tworząc surrealistyczne obrazy i przywołując zapisane w pamięci miejsca, czasy i ludzi. Lubię taką pogodę nad morzem, gdy muszę mocniej naciskać czapkę na głowie. Zapach portu, morza, jesieni… Gdyby jeszcze Ona stała przede mną, starając się schować w moich dłoniach…
Kiedy spotka się dwóch ludzi o głębszym niż średnia postrzeganiu rzeczywistości, to musi się to skończyć wejściem na wyższe stany świadomości.
Zaszczepiłem idee przeznaczenia wśród mądrych ludzi, interesujących się życiem, tym co nas otacza, filozofią. Oczywiście padło pytanie, Rafał, po co to wszystko? Idąc w zgodzie z ideą 2x+y=10 to pytanie nabiera nowego znaczenia, bo skoro logicznie możemy udowodnić, że to co nas otacza to film, w którym bezwiednie odgrywamy rolę, dając przy okazji spektakl dla innych otaczających nas aktorów tej sztuki, to chyba całość tego wszystkiego jest właśnie sensem i odpowiedzią na to pytanie. Absolut, którego jesteśmy elementami, to byt wielu świadomości, uczący się i doskonalących, dzięki temu co oglądamy w naszych prywatnych salach kinowych. Role sprzęgają się i nakładają a czasem rozchodzą. To nie chaos a większy plan, gdzie nic nie jest przypadkiem, gdzie wszystko zostało zaprojektowane w najdrobniejszych szczegółach, ten liść przelatujący przed naszą twarzą, to przelotne spojrzenie a nawet ta róża w śmietniku, gdy zatrzymałem się na chwilę by wyrzucić wczorajszą kawę…
Wszystko to z pozoru dość przerażające, tym bardziej jeśli uświadomimy sobie, że czas nie istnieje a absolut nie ma ani początku ani końca. Powstaje i kurczy się, wzrasta i upada bo tak zaprojektował go architekt, czyli on sam. Jest wszystkim i niczym, dobrem i złem, istnieniem i nicością. Ogromna siatka neuronowych połączeń opartych o falową strukturę świata. Nas nie ma w takiej formie jak to widzimy, to co nazywamy światem, życiem, przeszłością i przyszłością to tylko skutek działania interfejsu w naszych głowach. To tak samo, gdy włączasz komputer i oglądasz Jej zdjęcie. Ciąg zer i jedynek interpretowany jak twarz piękniej kobiety…
Spacerowaliśmy wczoraj z Adasiem po Monciaku. Zaczepiały nas kobiety o pięknych twarzach, w których mógłbym czytać godzinami spojrzeniem, dotykiem, oddechem sprofanowane nagabywaniem mężczyzn do odwiedzin w jednym z licznych klubów go go. Przy dwóch takich postaciach stanąłem na dłużej. Zimno spojrzenia ustępowało ciekawości. Czułem się okropnie widząc, że to co na zewnątrz to zwykła maska, zerwana przeze mnie słowem, spojrzeniem, gestem. Pytałem ile im płacą za tę pracę, nie chciałem upokorzenia tylko ciekawość, bo gdybym mógł być filantropem to zapłacił bym im po dniówce, byleby zeszły z tej cholernej ulicy i poszły do swoich chłopaków, by dać im sobą napęd do walki o jutro. To wspaniałe uczucie, gdy można zerwać taką maskę i ujrzeć piękną twarz człowieka.
Czas do domu. Zawsze, gdy budzę się rano w morzu bieli hotelowej pościeli czuję zimno. Kota trzeba nakarmić i kwiatki podlać. Chyba mnie dopada jesień? Wciąż nie umiem żyć tu i teraz..ale czy to problem skoro czas…nie istnieje.