“Otóż pewnego razu pan Tomasz przyniósł kolejny problem: nieprzytomnie zakochał się w pewnej dziewczynie, sprzedawczyni w jakimś kiosku, sprzedawała zdaje się hot-dogi, czy coś w tym rodzaju. Kiedy Tomasz ją zobaczył to, jak mawiają, wzięło go, i – mówiąc słowami Boya – „dostał takiej manii, że chciał tylko od Stefanii”, a nie wiedzieliśmy nawet jak dziewczyna ma na imię. Koniecznie chciał, by zwróciła na niego uwagę, marzył by stała się mu bliska, chciał by zrozumiała, dowiedziała się, iż on ją adoruje, pragnie itd., jak to bywa, gdy – znowu Boy – „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”…
Tomasz skarżył się, że on, który potrafił rozmawiać ze wszystkimi i swobodnie artykułować swoje myśli, zapominał języka w gębie, zapominał nawet jak się nazywa, kiedy się zbliżał do owego kiosku.
Chodził dokoła tego problemu i dosłownie dokoła tej dziewczyny, raczej kiosku, bo do niej nie dotarł nigdy, dość długo, około pół roku. Przychodził do mnie częściej, abym mu wyjaśnił, dlaczego ten romans mu nie wychodzi, nawet nie wie jak zacząć. Odpowiedziałem: – panie Tomaszu, przede wszystkim może o to właśnie chodzi, aby wszystko pozostało jak jest, bo ona jest… za głupia dla pana, nic panu na to nie poradzę! Jeśli pan powie do niej coś inteligentnego, to ona tego nie zrozumie, a pan to czuje i zwyczajnie się tego boi. A po nawiązaniu z nią kontaktu może się pan zrazić jej sposobem bycia, zachowaniem, czy odezwaniem się. Tomasz ustalał więc przy mnie słownik, swoisty leksykon ewentualnej rozmowy z tą dziewczyną, zajęcie to jest naturalne dla zakochanych. ”