Taniec świateł nad oceanem.

Jumbo Jet dotknął kołami lotniska w Bostonie. Podejście do portu poprzedzone było długim krążeniem nad oceanem w oczekiwaniu na wolny pas. Tomek z nieukrywaną satysfakcję obserwował liczne inne maszyny wykonujące taniec w słońcu, w oczekiwaniu na swój czas do lądowania. Szybka ewakuacja do karuzeli po bagaż i po chwili z ciemnej czeluści luku wyjeżdża czarne Bovano. Chłopak chwyta je i czym prędzej udaje się w kierunku automatu emigracyjnego, tym bardziej, że kolejka gęstnieje.

Pierwsze podejście. Standardowe pytanie, gdzie mieszkasz, po co tu przyleciałeś, kiedy wracasz, gdzie się zatrzymasz, skan oka i…Źle wypełniłeś druk. Wypad na koniec kolejki! Kurde! Faktycznie, mimo wypełniania nie raz papierów do emigration Tomek pomylił wiersze. U nas pisze się nad tekstem, u nich pod 😉

Drugie podejście. Znów źle! 😀 Wypad na koniec! Albo nie, dobra…facet z okienka patrzy na zmaltretowaną ze zmęczenia twarz chłopaka, nanosi coś tam na formularz i bum! Kolejny misiek w paszporcie. Next!

Skok przez celną i szybka kawa z kanapką na wzmocnienie. Czas rozejrzeć się w otoczeniu 🙂

Rzut oka na mapę, do hotelu jest jakieś 8 km. A może by się tak przejść? Let;s go! Tomek zawsze lądując w US doznawał wrażenia teleportacji do innego świata. Nawet Kanada wydawała mu się zwyczajnie europejska a Stany…jakieś takie dziwne? Ulice niby podobne, ale krawężniki już inne, klomby też inne, mury też inne – nigdy nie potrafił opisać tych różnic, ale, mimo, że bywał tam dość często, nadal nie mógł wyrzucić z siebie wrażenia, że jest na innej planecie 😉
Droga do hotelu minęła dość szybko. Kawałek tworzywa w ręku, winda, prysznic.

Ona przylatuje dopiero za trzy godziny, więc będę miał trochę czasu, żeby się przespać – pomyślał.

Wypakował sprzęt fotograficzny, podłączył batterypacki oraz poukładał na stole obiektywy. Trzy setka przyda się przy spottingu, siedemdziesiątka w mieście a trzydziestka stałka do portretów. Światło jest niezłe, pomieszczenia też, więc zapowiada się niezła sesja. Tomek nie wie, czemu, ale każde spotkanie z nią zakończone ostrym odlotem musiało być poprzedzone wyginaniem się przed obiektywem. Odpowiednia oprawa w postaci makijażu, ubrań, bielizny, butów i plenerów a także umiejętność wzbudzenia na jej twarzy emocji sprawiała, ze fotki wychodziły naprawdę na wysokim poziomie.

Śliczne! Klaskała w rączki – będę się z nimi zabawiać, gdy ciebie nie będzie.

Sen przyszedł niespodziewanie, tak samo nagle jak dzwonek telefonu.

Cześć, jesteś już na miejscu? – zapytała.

Tak, kimnąłem się trochę. Pokój numer 326. Czekam – odparł

Świetnie! Będę za 10 minut. Pa!.

Odłożył słuchawkę i przełknął ostatni łyk zimnej kawy, która stała na stole. Podszedł do walizki i zmienił koszulę. Włączył TV i oglądał przez pewien czas jakieś dziwne zawody na wrotkach, by po chwili przerzucić się na Pandorę. Zawsze zastanawiał się, czemu Pandora działa tylko w US? Pewnie jakieś popieprzone prawa autorskie. Dobrze, że chociaż miał dwa konta na Itunnes, bo aplikacja textnow umożliwiająca praktycznie darmowe dzwonienie i smsowanie do US, a także google voice nie było dostępne w polskich wersjach sklepów. Tak się składało, że oba te narzędzia, były podstawą kontaktów między nimi w czasie, gdy on był tu a ona tam. Prawdę mówiąc, gdyby nie uwierzył w jej kłamstwa nigdy nie wpakowałby się w taką relację, ale skoro była na progu rozwodu i za pół roku powrót do kraju? Kiedy zorientował się, w czym tkwi było za późno. Ona dobrze wiedziała jak przywiązuje się mężczyzn, którzy nie dywersyfikowali seksu tak jak ona. Na tej pozycji Tomek był od początku przegrany ze swoim staroświeckim podejściem do życia 😀 Czyżby? 😉

Pukanie do drzwi, gałka i …wrażenie stopienia. 5 minut bez słów. Dwa osobne organizmy stały się jednością. On czuł jak drży jej całe ciało a ona wciskała mu paznokcie w szyję w czasie, gdy ją całował, jednocześnie błądząc ręką między jej włosami na wysokości karku.

Boże, jak ja się stęskniłam! Jak jestem przy Tobie, to czuję się jak mała dziewczynka – zatrzepotała rzęsami, zaczynając spektakl.

Ja też się stęskniłem, odparł i przytulił ją mocno. Chwila rozmów o wszystkim i niczym, jej chwila przed lustrem i już jadą widną w dół stopniując poprzez dotyk napięcie. Klub w hotelu jest bardzo sympatyczny, ludzi niewiele – Tomka trochę martwi fakt, że ona pochłania już trzeciego drinka. Oczy robią się małe, uśmiech na twarzy i ocieranie bez przerwy, niby kotka na przywitanie swojego właściciela. Kilka szybkich ruchów na parkiecie, dwa wolne i znów podróż windą. Tym razem w górę.

Zaraz zobaczysz, co sobie kupiłam!

Tomek ustawia statyw, bo już wie, dokąd zmierza ta gra. Zaczynami od twarzy, migawka strzela uwieczniając za pomocą zer i jedynek kod na nośniku, który przez nasz umysł odczytywany jest, jako piękno twarzy, kolor włosów, długość nóg. Atmosfera staje się gorąca. Zmiana image i wszystko zaczyna się od nowa. Czyste piękno zakodowane przez naturę w jednym celu. Przekazania danych. Tomek zawsze zastanawiał się, czy trzeba było kreować aż tak skomplikowane formy, czy nie wystarczyłoby po prostu skorzystać z probówki. Dopiero później uświadomił sobie, że to wszystko nie jest ani skomplikowane, ani nawet piękne czy brzydkie. To zwykłe porównanie dokonywane przez odpowiednie obszary prymitywnego procesora biologicznego zwanego mózgiem powodowały, że coś było piękne bądź nie. Spójrz na kartę pamięci. Na niej zapisane jest całe piękno. Jeśli odkodujesz ten zapis i przetworzysz go to najprymitywniejszej formy binarnej ujrzysz…odpowiednio posortowany ciąg zer i jedynek. To, że nie jesteśmy w stanie zapisać w tej formie smaku, czy zapachu to dowód na to, jak bardzo nisko stoimy w postrzeganiu rzeczywistości i rozwoju…zresztą zapach już się zapisuje w formie cyfrowej. Boska geometria…

Chłopak przebudził się słysząc, że coś spadło. Zerwał się gwałtownie i zobaczył ją jak stoi ubrana i patrzy na niego z nienawiścią w oczach. Próbował ją przytulić, ale czuła go jak natręta, mimo że niedawno stanowili jedność.

Tomek…Tomek… Poczekaj… Zostaw! To nie ma sensu! – stanowczo zdjęła jego ręce ze swoich ramion.

Uspokój się. To tylko zmiana percepcji, coś jak awaria w Matrixie. – mówił wolno

Wiem, ale ja nad tym nie panuję. Muszę już iść. – zaczęła gorączkowo zbierać swoje rzeczy porozrzucane w pokoju i gorączkowo pakować je do walizki.

Tomel usiadł na brzegu łóżka i starał się logicznie ogarnąć spektakl, którego był świadkiem. W końcu coś w nim pękło!

Qrwa, to ja lecę tysiące kilometrów, żeby Cię zobaczyć a Ty masz mnie gdzieś. Robię za dildo, jako uzupełnienie portfela tego pajaca! Co nie staje mu już? Nie masz bliżej kogoś? – potok słów wyrzucany w afekcie staje się coraz szybszy.
W końcu zatrzymuje się na chwilę.

Powiem Ci tak samo! To tylko zbiór zer i jedynek, więc, po co się denerwujesz? – odparła patrząc na niego zimnym wzrokiem psychopaty, któremu ktoś zjadł posiłek bez pozwolenia.

Tomek nie wytrzymał. Wybiegł na korytarz hotelowy i usiadł na podłodze pod ścianą przy windzie. Boże. Co ja tu robię? Przecież to jakiś koszmar. Dlaczego ona a nie inna? Nagle czuje, że ktoś go obejmuje…

Przepraszam. Kocham cię, ja nie umiem nad tym zapanować. To znaczy radzę sobie z tym, bo widzę i czuję jakąś cząstką intuicji, że mnie bardzo przyciągasz, ale nie potrafię tego przekuć na więź. Kocham cię jak nikogo na świecie a później niemal nienawidzę, mam wrażenie, że jesteś obcy a to wszystko wzmaga się, bo przecież, jako obcy mnie dotykałeś a ja na to pozwalałam! Mało chciałam więcej! Tomek! Pomóż mi!

Uspokój się. Wracamy do pokoju. – objął ją i poprowadził korytarzem.

Nie! Nie! Nie! – to koniec! Nie mam prawą cię męczyć. Część! Jesteś wspaniałym facetem! – krzyknęła niemal rzucając się w kierunku drzwi.

Poczekaj! Wiesz, że Cię nie będę gonił? – wrzasnął, ale nie był pewien czy usłyszała.

Usiadł na łóżku i schował głowę w rękach. Długo chodził po pokoju rozmawiając ze sobą. Nie wie ile to trwało, ale na pewno ponad godzinę. Muszę stąd wyjść – pomyślał – inaczej się uduszę. Włożył kurtkę i wsiadł do windy. Przeszedł obok recepcji powitany pięknym uśmiechem dziewczyny, której akurat w nocy wypadła zmiana. Wyszedł przed drzwi hotelu i zaczerpnął głęboko powietrza. Hałas klimatyzatorów wokół otrzeźwił go. Coś przyciągnęło jego uwagę po lewej stronie drzwi. Spojrzał…To była ona. Siedziała na ławce a obok na chodniku leżał jej bagaż. Podszedł wolno i stanął naprzeciw jej. Podniosła głowę i spojrzała na niego. To nie była twarz. To była powódź łez płynąca wartkim strumieniem, kończącym się w miejscu złączenia jej zgrabnych piersi. Wstała i cicho wtuliła się w niego…

Przy Tobie czuję się jak mała dziewczynka – szepnęła.

Tomek stał, ale nogi drżały mu z emocji. Nie był w stanie ani jej przytulić ani zabrać. Stali tak jak dwie złączone rzeźby tworząc razem coś na wzór dzieła sztuki godnego dłuta najlepszego artysty…

Wrócili już razem. Rano w czasie śniadania tylko na jego twarzy widać było cień ostatniej nocy. Na jej twarzy malowało się czyste szczęście…

Piekło Nowego Jorku.

Bardzo dobry artykuł, znam temat od podszewki. Można powiedzieć, że byłem kochankiem takiej kobiety, choć pozycjonowała mnie na kogoś innego, zapewne wiedząc, że nie można mnie kupić. Schemat był prosty – tam portfel, tu emocje. NY to targ ludźmi w najczystszej postaci. Zabawne jest to, że jak dowodzi psychologia ewolucyjna nawet zamożne kobiety wybierają lepiej sytuowanych mężów. Jeszcze zabawniejsze to, że właściwie wszystkie lewicowe wymysły są czystej wody brednią. Zaś absolutnie “the best” jest fakt, że większość kobiet zazdrości im takiego życia, kiedy tak naprawdę to jest koszmar. Z miłością to nie ma nic wspólnego, wszystkie maja podpisane intercyzy, (dlatego dostają premie), faceci są wyjątkowo wybredni i kapryśni, kolejka młodszych rywalek codziennie puka do drzwi, jeden mały błąd albo rysa na urodzie i dostają porządnego kopa w tyłek. Z Upper East Side wracają na jakaś zabita dechami prowincje, uroda już nie ta, depresja murowana. Dobrze, że są jeszcze Ryśki z Klanu co przygarną taką zniszczoną kobietę przy okazji zamieniając własne życie w piekło. Czegóż się nie robi wszak dla podbicia ego? Nawet zarycie twarzą w krawężnik nie jest w stanie powstrzymać tego stwora 🙂 W Warszawie, Londynie, Krakowie, Paryżu dzieje się to samo, tylko na mniejszą skalę. Kwestia zasobów – dlatego ja wolę Bieszczady 🙂

https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,19009242,glam-sahm-biedne-bogaczki-z-nowojorskiej-upper-east-side.html

Gra świateł.

Dzisiaj będzie śmiesznie bo przypomniało mi się jak przeprowadzałem swego czasu swoją konkubinę (swoją drogą to kocham to określenie) w NY, w dodatku mężatkę. Co prawda jak mnie zaczęła omamiać, to była w trakcie rozwodu ze swoim mężem katem, palaczem marychy i nałogowym alkoholikiem. 😉 Jak się w temat wkręciłem, to okazało się, że rozstanie się przedłużyło do lat dwóch, ze względu na zasobny portfel owego jegomościa o czym dowiedziałem się o pięć minut za późno. Nie wiem do końca co u niej obecnie, bo przestała mnie dość dawno nagabywać, ale zakładam, że dalej oddaje się emocjom smród marychy w całym domu plus małpki pochowane gdzie się da. Są egzemplarze naszych pięknych pań co to i “utrzymują czasem” przez dłuższy czas, jak mi wyznała pewna inna młoda dama (większość z panów dało by się dla niej pokroić, zostawiłoby Krystynę wraz dziećmi jak Kaziu Marcinkiewicz na pstryknięcie w palce a ta cholera upodobała sobie margines). Nie wiem co to za prawidłowość ale seks z takimi paniami jest po prostu przeżyciem z najwyższej półki – to tak na marginesie. 😉 Wracając do mojej konkubiny to innymi słowy, szydło jak zwykle wyszło z worka pięć minut po czasie a nie za pięć dwunasta. 😉 Człowiek samotny, kupę lat z jedną kobietą wierzył w każde słowo niczym w relikwię. W sumie, przecież ja sam zawsze dotrzymywałem słowa, to czemu tu miałoby być inaczej w tym wypadku? 😀

Jak zwykle w moim życiu, niemal wszystkie relacje z kobietami (i te epizodyczne i te dłuższe) mogłyby śmiało posłużyć za scenariusz filmowy, tu jednak było nieco dramatycznie i śmiesznie z perspektywy czasu. Jak mawiają, frajerów nie sieją, sami się rodzą – aczkolwiek z dystansu oceniam ten nasz układ jako dobrą szkołę życia dla mnie i jeden z przyczynków zainteresowania mechanizmami rządzącymi główkami naszych pięknych pań 🙂 Tak czy owak, im dalej w las, tym…bardziej ciemno.

Dostaję telefon – Misiu! Mam dość! Wyprowadzam się, ale musisz przyjechać i mi pomóc, bo ten psychopata mnie zabije a ja muszę wynieść wszystko z domu w czasie, gdy on jest w pracy. Inaczej on mnie nie puści bo będzie błagał, kupi sto róż, będzie prosił o jeszcze dwa dni, później wyjmie rewolwer i zacznie szopkę z rosyjską ruletką a ja kocham tylko ciebie i z tobą chce być 😀

Który prawdziwy facet na takie dictum nie rzuciłby wszystkiego i popędził ratować swą wybrankę z rąk oprawcy? 😀

OK, wpadam na skyskaner i łapię jakieś dziwne połączenie do NY za całe 1350 złotych w dwie strony! Bilet kupuję przez Iberię, realizuje go BAE a wracam Lotem 😀 W sumie mi pasuje, bo wówczas pojawiły się we flocie naszego wspaniałego przewoźnika Dremlinery, więc tym bardziej temat mi przypasował! Pakuję się w starego A310 na Okęciu, aby po dwóch godzinach lądować na Heathrow. Wrzucam jakieś sushi i przemieszczam się do Terminala 5. Ostre trzepanko jak zwykle na transatlantyk i już jestem w środku B777. Przechodzę na koniec samolotu, klepię zawsze tak zwany shit place przy toalecie na końcu samolotu, bo są tam tylko dwa fotele a ja nie lubię jak mi ludzie łażą po nogach, więc nawet trzask drzwi od owego przybytku nie przeraża mnie szczególnie. Naglę widzę w przejściu zator i szumek tłumu…O Jesus, what the hell? Patrzę a tam dość duża pani zaklinowała się między fotelami i szarpie się mocno z walizką blokując przejście. Pot płynie jej po skroni a ludzie syczą. Szybka decyzja, przeskakuję drugim rzędem między fotelami, upycham jej walizkę w luku i pomagam usiąść…Pani z wyraźną ulgą żegna mnie powtarzanymi wielkorotnie God bless you, God bless you. OK, no problem, teleportuję się na swoje miejsce, wpinam słuchawki w telefon, wyjmuję książkę i zatapiam się w fotelu klasy turystycznej 😀 Nagle ktoś delikatnie dotyka mnie za ramię, zdejmuję słuchawki a tu śliczna stefka w obcisłym ubranku BAE pyta mnie czy nie miałbym ochoty na darmowy upgrade do klasy pierwszej, bo byłem taki miły dla tej pani i w ogóle 😉 Oczywiście nie protestuję i resztę lotu spędzam w znakomitym towarzystwie, bo przypadkiem całkiem blisko mnie leci nie kto inny tylko…Sting 😀

Wysiadam na JFK, wychodzę z terminala i już czuję jej zapach i smak, to wspaniałe uczucie, gdy rzuca mi się w objęcia a ja tonę w jej włosach wąchając je zaborczo! Jeszcze chwila, moment…mija godzina a ja stoję 😀 Dzwonię, nie odbiera. Dobra myślę sobie, wychodzę na postój, krótka kolejka i już siedzę w vanie, który mknie w kierunku miasta. Co się okazuje, kierowcą taksówki jest…Rosjanin, który lepiej mówi po Polsku niż po Angielsku, co nie zmienia faktu, rzeczy że zupełnie nie orientuje się, gdzie jest wskazany przeze mnie adres! 😀 Na Manhattan z JFK jest fixed rate za taryfę, więc wisi mi tak naprawdę jego zakłopotanie ale, że jest 23:30 a mnie się kleją oczy mam po chwili dość. Opieprzam go ostro i każe się wysadzić przy przystanku metra w okolicy Ground Zero. Uff…oddycham spokojniej kiedy czuję nowojorskie powietrze i huk wentylatorów od klimatyzacji. Wsiadam w metro a później w pociąg i po godzinie jestem w hotelu.

Dzwoni moja baby…przepraszam kochanie, ale nie mogłam wyjść po Ciebie na lotnisko bo mnie szarpał i groził mi. Jesteś na miejscu? To dobrze skarbie, jutro pokaże Ci notatkę z policji, że nie kłamię 😀 Haha – od pół roku jej mówiłem, żeby się wyprowadziła, bo ją w końcu ten koleś przefastryguje a szkoda by było takiej ładnej buźki. Co zrobić – argumenty logiczne nie docierają do pewnych główek a ja nie mam ochoty na fortele, bo jestem już tym wszystkim zwyczajnie zmęczony. Rano czekam na nią w kafjece przy Ground Zero, jem śniadanie, kawa – jest spox. Mija 11ta a jej nie ma 😀 Dzwonię – przepraszam kochanie zaspałam. Już pędzę! Robię jej zjebkę i czuję, że coś tu nie gra 😉 Trudno, skoczę sobie do Jersey na koncert Bon Jovi w razie co, bo akurat się ma odbyć…Mija kolejna godzin a i widzę ją. Podchodzi do mnie i wtapia się we mnie. Oczywiście na chwilę tracę koncentrację i pozwalam się ponieść diabelskiej mocy 🙂

Plan jest prosty. Nie ma mowy o przeprowadzce profesjonalnej, bo po pierwsze za dobra dzielnica, żeby nikt się nie zorientował, po drugie całego dobytku jest jakieś 20 kartonów w tym torebek za 300tys. złotych, które tamten miś w dowodzie wdzięczności pani zakupił, do tego trochę butów ( o tym później, bo to właśnie główny katalizator tego, że mi się to przypomniało) o wartości jakichś 100tys. no i hit sezonu czyli…pierścionek zaręczynowy od Tiffanego, który to za całe 100tys. papierów ów miś kupił w dowód swej dozgonnej miłości. Czemu to wspominam? Bo pani kiedyś stwierdziła, że jeśli myślę poważnie o relacji z nią to muszę go przebić 😀 😀 😀 Oczywiście temat wyśmiałem sugerując zakup pierścionka na odpuście 😉 Ludzie to mają pomysły, co nie?

Żeby nie przedłużać, bo takich historii mogę walić bez liku 😉 łapię na rogu taryfiarza w vanie i proszę, żeby wezwał kolegę bo trochę gratów będzie to transportu. Jedziemy razem na dół Manhattanu, po chwili zjawia się druga taryfa, dość duży Jeep. Moja baby wychodzi z domu wynosząc torby a my we trzech wpadamy i zaczynamy nosić pudła. Trochę dziwnie się czuję widząc w kiblu czyjeś przybory do golenia, syf nie z tej ziemi, ręczniki czarne…kątem oka zauważam w sypialni zdjęcie mojej baby przy łóżku wraz ze swym ślubnym. Siłą rzeczy przychodzi mi do głowy – chłopie! Ale dałeś się wkręcić! Zobacz co Ty robisz! Może to porządny facet? Ech…jak wspomniałem. Pięć minut po czasie a takie dziewczyny mają doskonałe wyczucie chwili 😉

Kończymy wynosić graty i oba samochody ruszają ostro w kierunku nowego apartamentu mojej baby 😉 To trochę inne obszary Manhattanu ale nadal dość dobra, schludna dzielnia, portier na dole itp. Wnosimy graty i zaczyna się… układanie pudełek z butami 😀

Cała ściana w jednym z pomieszczeń do szafa a w tej szafie od sufitu do podłogi układamy…buty. Każda para w osobnym pudełku i osobnym specjalnym woreczku. Ponieważ trochę nam schodzi jestem zmuszony wysłuchiwać historii każdej z nich 😉

Zobacz Miś! Te na wyprzedaży w Macys dostałam miesiąc temu! Dwa i pół tysiąca dolarów kosztowały a ja je wyjęłam za osiemset! Czujesz Miś qrwa! Za osiemset!!!!!

Nie chciałem jej psuć humoru bo wiem, że w US cena regularna służy tylko i wyłącznie temu, aby frajer przepłacający za metkę poczuł się lepiej mając wrażenie, że zrobił mega biznes. Na końcu robię zdjęcie tej ściany. Tam jest ze trzysta par. Oczywiście wszystko kupił ten biedny facet nie zdający sobie zupełnie sprawy z prawdziwej natury swojej lady :/ Ech…

Wieczorem wpadamy na Broadway, wspaniałe przedstawienie, jestem urzeczony Upiorem w Operze i tu następuje zgrzyt. Pani zmusza mnie niemal siłą do zakupu jakiegoś debilnego foldera z płytą DVD za niemal trzysta baksów. Tu nie chodzi o to,że mnie nie stać czy jej żałuję ale to jest qrwa lekka przesada dać za kawałek papieru i plastiku 1200 złotych! 😀 Oponuję i ostro mówię, że nic z tego! I wtedy się zaczyna! Wyzwiska, wypominania – trzymam gardę, łapię taryfę…w środku ciąg dalszy. Są straszne korki więc jedziemy dość długo, w końcu moja baby nie wytrzymuje mojego spokoju i próbuje mnie uderzyć. Stawiam blok ale na to reaguje taryfiarz hamując ostro. Odwraca się i mówi…

Albo ją uspokoisz albo wypierdalaj z samochodu!

To na chwilę opanowuje krewki temperament mojej pani i spokojnie już docieramy do jej domu. Wysiada, nie chce się z nią pożegnać, zwalniam taryfę i idę do metra. Nagle słyszę krzyk….

Rafał! Rafał!!!! Poczekaj! Dopada mnie i rzuca mi się w ramiona! Przepraszam, kocham Cię nie wiem co się ze mną dzieje itp.

Załatwiam ją dość chłodno i odchodzę. Rano mam samolot do kraju. Przyjeżdża do mnie wieczorem, jest bardzo gorąco…rano jedziemy razem metrem – ja na lotnisko, ona do pracy. Wysiada na jakimś łączniku przytulając mnie mocno. Mówię…wiesz, że widzimy się po raz ostatni? Tak wiem…Trzymaj się Rafał…

Siadam w fotelu Dreamlinera i dopiero wówczas czuję co się stało. Kolejne dwa lata życia jak krew w piach…

Różowa mgiełka na Okęciu i wprost z lotniska na spotkanie biznesowe. Daję radę choć ciężko się skupić. Wieczorem kładę się spać w domu, mimo że czuję jet lag. Rano na telefonie 40 nieodebranych…

Życie.

Rafał Skonecki