Wszystko kończy się tak samo…

…bo tak chce system!

Nawet jak jest dobrze, to jest źle, bo program mówi Ci, że wykonujesz swoje operacje a nie jego. Nawet najwięksi szczęściarze – przywołam tu bożyszcze Lewandowskiego i jego małżonkę, wcześniej czy później zaryją twarzami w beton. Czemu? Bo tak zawsze kończy się pójście ścieżką narzuconą nam przez system. Ci z lepszym genotypem (promil populacji) mają szansę na odcinanie kuponów przez większą cześć życia, ale wcześniej czy później dopadnie ich to, co wszystkich. Poczucie beznadziejności, bólu, koszmaru egzystencji, wyrzucenia na śmietnik. Wspomnę tu Anię Przybylską. Miała wszystko. Życie. Jesteśmy farmą hodowanych istot, które mają wykonywać wolę projektanta, to znaczy być nośnikiem danych i ich kopiarką. Po spełnieniu zadania stajemy się zbędni. Większość z nas spróbuje ten czas przedłużyć walcząc o siebie, ćwicząc, rozwijając się, tłukąc kasę. Zrobimy dosłownie wszystko, byleby tylko nasz genotyp wydawał się lepszy niż innych. Czemu? Bo tak zostaliśmy zaprojektowani.

Jeśli nie wyłamiesz się ze schematu zawsze będziesz poruszał się wyłącznie na amplitudzie dopuszczonej przez system, coś jak wykres funkcji y = sin x ograniczonej punktami -1 do 1. W górę i dół, w górę i dół. Do nieba i jeb banią o glebę. Czy tak musi być? Nie, ale to nie jest takie proste, bo włamania do systemu pilnują liczne programy, których zadaniem jest przekonanie ich nosiciela, że idzie w złym kierunku. Wtedy, kiedy wywalasz drzwi systemu czujesz potężny ból, odrzucenie, niechęć innych programów, tracisz wiarę w siebie, sens, intuicję. Czy można coś z tym zrobić? Hmm niewiele, ale na pewno można walczyć z tym zniewoleniem poprzez wykorzystanie fragmentów jego kodu kompatybilnych z nami – ludźmi – a nie robotami systemu.

Duża część świata została zaprojektowana, jako teatr, zabawka, ułuda mająca właśnie na celu wymuszenie na nas odpowiedniego zachowania, zgodnego z tym, co wymyślił sobie projektant – nazwijmy go naturą. Ludzie robią wielkie pieniądze, dbają o wygląd, uczą się, inwestują, budują kariery, robią dzieci – wszystko to może mieć dwie strony. Pierwsza jest zła – czyli wszystkie te czynności stają się narzędziem do polepszenia pozycji w stadzie i zajęcia top miejsca – to tylko background, bo na końcu zawsze stoją popędy, które są głównym stymulatorem wszelkiego działania. To, dlatego niedawno pewien Pan próbował mnie przekonać, abym się wziął za siebie, bo kobiety stymulują. Owszem stymulują, jak wszystko inne, ale do wskoczenia na max peak amplitudy funkcji y = sin x. Nie ma siły, żebyś idąc po niej nie znalazł się wcześniej czy później w punkcie -1. Jeśli zauważysz ten mechanizm, pogodzisz się z nim i weźmiesz się za siebie, „bo chcesz mieć lepsze postrzeganie rzeczywistości, dzięki lepszemu składowi chemicznemu czerwonej farbki krążącej w nas od początku do końca” a nie dlatego, że “kobiety stymulują” to masz szansę zejść z linii ognia i nie zaliczyć uderzenia ryjem w krawężnik. Podobnie jest z resztą ziemi, tej ziemi. Natura, wschody, zachody słońca, góry, lasy, woda – cała przyroda, dobro jest elementem teatru, który został stworzony, aby wepchnąć nas na wspomnianą sinusoidę i pozwolić zrealizować projektantowi cel – przekazania danych. Skorzystajmy, zatem z pól pomiędzy -1 a 1 bez wchodzenia na jej ekstrema. Ktoś powie a co to za życie? A ja powiem, to jest właśnie życie a jedynym powodem, dla którego nie widzisz jego piękna jest fakt, że właśnie tak zostałeś zaprogramowany.

Do zobaczenia przy windzie.
Kukły systemu. 😉

 

Rafał Skonecki