Historia pewnej fotografii…

Tak się złożyło, że dopiero w wakacje tego roku udało mi się odwiedzić zamek w Książu. Wybierałem się tam dobrych paręnaście lat ale nie wychodziło. W dzieciństwie oczywiście oglądałem Magnata, gdzie Bogusław Linda wcielił się w rolę księcia Bolko Konrada Hochberga, Jan Nowicki jego ojca, księcia Jana Henryka von Pless a Grażyna Szapołowska w macochę Bolka, która po skandalu obyczajowym zdradziła hrabiego von Pless z jego własnym synem. Owocem tego ukrywanego romansu było troje potomstwa, w tym bohaterka tego wpisu czyli Beatrice Gräfin von Hochberg. Do dziś nie ma pewności co do pochodzenia hrabianki, bowiem ona sama w opisywanej historii swojego życia podała, że “pewne sprawy pozostaną tajemnicą do końca”, fakty są takie, że była ona córką Bolka, który w czasie, gdy została poczęta był synem męża własnej macochy. Sytuacja mocno skomplikowana, ale generalnie wpisująca się w schemat karuzeli matrymonialnej, gdzie 60 letni mężczyzna poślubiający zapatrzoną w jego osiągnięcia 27-latkę traci rigcz natychmiast po tym, gdy zostaje “zdobyty”. Czy można bardziej wygrać z facetem bałamucąc jego syna? Tak czy inaczej nie o to, bowiem ja spacerując po zamku najwięcej czasu spędziłem przy tym zdjęciu…Genotyp jest wszystkim i jeśli go nie posiadasz jesteś skazany na wegetację bez względu na wiedzę, zasoby, podejście do życia. Jedyne co mogą zrobić ludzie pozbawieni tego handicapu to okazać pogardę tym, którzy go posiadają, oczywiście ich to nie dotknie ale pozwoli przynajmniej zracjonalizować sobie źródła własnych porażek, mimo pełnego zaangażowania w proces. xD Tak naprawdę trudno opisać co w tym zdjęciu jest tak pociągającego, ale kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem, które ludzie pokroju hrabianki Beatrice wygrywali w loterii genetycznej mając dostęp do świata piękna i radości, który pozostawał zamknięty dla 99% rówieśników wokół. Czy to hiszpańska uroda dziewczynki, czy wspomnienie dziecinnych, własnych sercowych emocji, które dziś w zasadzie nie istnieją budzi we mnie skrajne emocje. Tak czy owak mogę na to zdjęcie patrzeć godzinami, do tego jeśli posilę tę ucztę dźwiękami śpiewanymi przez Marlenę Dietrich – Lili Marleen to już w ogóle gubię teraz i dziś 🙂 To jest tak piękny stan wyobrazić sobie bycie tam WTEDY, w TYM układzie odniesienia, że teraźniejszość staje się po prostu szarą rzeczywistością nie wartą jakiejkolwiek uwagi 😉

Polecam każdemu!

Rafał

PS: Polecam odwiedzenie cmentarza rodziny von Hochberg położonego w pobliżu zamku, to takie miejsce, że nie chce się go opuszczać. To niesamowite, ale chyba są pewne rzeczy niedostępne dla ludzi mojego pokroju, bo ciężko sobie wyobrazić taką magię w tworzeniu mauzoleum, które po latach nadal będzie szarpać emocjonalnie widokiem, szumem drzew, wiatrem…

Rafał Skonecki