Miśki nasze kochane.

Dziś troszkę o nas, jako produktach świata, gdzie prawie 40% braci moich kochanych wychowuje się bez męskiego wzorca, co w znakomity sposób rzutuje na to co owych delikwentów spotyka po opuszczeniu wygodnego zapiecka u mamy 🙂 Zacznijmy może od tego, ze sam jestem „lekarzem” w pewnym sensie i czerpię sporo z wzorców, które za chwilę opiszę, nie mniej jednak dzięki uporowi i sięganiu źródeł na dzień dzisiejszy uważam, że mam z głowy 90% problemów, które spotykają ekstremalne wersje protez życiowych w postaci tego co nas otacza z męskiej strony. Skąd takie wnioski? Otóż zacznijmy od tego, że każdy człowiek chcący pomóc innemu cierpiącemu człowiekowi płci przeciwnej ucieka jakby na drugą stronę lustra problemów, które go samego dotyczą. Powiem więcej, wszelkie objawy altruizmu takiego jak przesadna opieka nad zwierzętami (vide pani Villas) także swoje źródło ma w problemach istniejących w nas samych. Tematu biednych piesków i kotków na razie nie poruszę, bo uważam że nie wszyscy są nań gotowi a widząc lincz jaki się dokonał na przykład na Piotrku Kuryło jakiś czas temu, wolę się do tego lepiej przygotować.

Wracając do głównego wątku to pani uparcie kochająca i prostująca alkoholików, wykolejeńców, narkomanów, sama w dzieciństwie bądź w czasie dorastania miała problem z tym tematem, albo w postaci niewłaściwego wzorca, albo we własnej osobie. Podobnie facet brnący w kobiety typu BPD, szuka w nich podświadomie kogoś do podziału bólu odrzucenia. Ta wersja to akurat ja, z tym że mechanizm powstania tego zjawiska u mnie jest inny, nie związany z dzieciństwem, tylko z dorastaniem i otoczeniem, w którym się ono odbywało, a także pewnymi okolicznościami, które w fazie kształtowania się zachowań odpowiedzialnych za relacje uległy wypaczeniom z powodów nazwijmy to niezależnych od kogokolwiek. Tak jak facet, któremu na skutek wypadku obcina nogi na torach, tak ja ani nikt bliski nie miał wpływu na pewne fakty. Dość tej samojebki, idźmy w mechanizmy 😉

Chłopak wychowywany przez matkę bez udziału ojca w wieku siedmiu lat był sadzany na kolanach u matki, która dzieliła się z nim swoimi cierpieniami, nie szczędząc przy tym chłodnych ocen mężczyzn jako całości. Dziecku mężczyźnie taki stan jak najbardziej schlebiał, bo czuł się dowartościowany, bo przecież skoro dorosła osoba pokłada w nim takie pokłady ufności i mówi „jak jest” to znaczy, że jest wyjątkowy. Prawda? Prawda! Facet taki jako dorosły egzemplarz podświadomie będzie brnął w kobiety, z którymi będzie mógł przeżywać ich kłopoty, radzić, wspierać, rozumieć, podczas gdy inny facet w tym czasie skopie mu ogródek, ku zresztą rozpaczy pana i kompletnemu niezrozumieniu co się stało ze strony pani! A cóż się stało? Pan przyjmując na siebie setki litrów kloaki ze strony pani był pewien, że prezentuje nad wyraz męskie wzorce, podczas gdy pani podświadomie czuła w nim bardziej przyjaciółkę niż faceta. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej jeśli koleś dostał doopy w pewnej fazie znajomości, co było zresztą formą odpłaty za usługę terapeutyczną, a nie przejawem prawdziwego pożądania, ale są to mechanizmy tak skomplikowane, że mało kto je w ogóle rozważa nie wspominając o rozumieniu 🙂 Takie układy rozlatują się przeważnie w fajerwerkach, bo czym innym jest wysłuchanie zwierzeń kobiety i zrozumienie ich, a czym innym identyfikowanie się z nimi. Jaka to różnica ktoś zapyta? Jak między mężczyzną a przyjaciółką odpowiadam! 🙂

Docieramy tu teraz do poczucia „wyjątkowości” jakie towarzyszy takim męskim egzemplarzom, jako skutek „zaufania” z dzieciństwa. Otóż pan owy im bardziej zanurza się w odmęty bałaganu w głowie pani, tym bardziej czuje poczucie misji i wyjątkowości, która tak bardzo zbliża go do dzieciństwa! Jego zdaniem są to męskie wzorce, bo przecież takie prezentowała dawno temu matka! W drugą stronę temat działa identycznie, gdzie kobieta, która jako dziewczynka musiała uczestniczyć w awanturach ojca alkoholika lub brać na siebie problemy emocjonalne własnej matki, przenosi owe wzorce w dorosłe życie generując wyłącznie rozczarowanie, zarówno swoje jak i „normalnych” facetów, których spotka na swojej drodze. Dopiero spotkanie alkoholika, niedorajdy życiowego, narkomana, czy damskiego boksera umożliwia jej odegranie roli z dzieciństwa i poczucie ulgi, które jednak wcześniej czy później przeistoczy się w rozpacz, bo podświadomość jest tylko częścią mechanizmu kierującego naszym życiem. Nie raz słyszymy, że ja wiem, że on mnie bije, pije, zdradza, ale ja coś czuję do niego, nie umiem powiedzieć co, ale chyba go kocham, podczas gdy nie czuję tego w relacji z poukładanym facetem. Podświadomość takiej kobiety identyfikuje się z jej obiektem zainteresowania, personifikując w nim dramat z dzieciństwa, który trzeba powtórzyć. Często wówczas słyszymy tekst, że pani nie potrafi kochać. Skoro tak twierdzi to i tak ma za sobą pewien etap w walce z programowaniem podprogowym, bo wie że emocje, które walą wraz z hormonami do jej ślicznej główki ze stanem, które ludzie określają mianem miłości nie mają nic wspólnego. To jest typowy kamienny krąg, który przy braku odwagi do zmierzenia się z przeszłością może, takie kobiecie zatruć życie, aż do końca poprzez ciągłe wchodzenie w role z dzieciństwa, przy czym im więcej takich prób, tym bardziej mechanizm się utrwala. Co z tym zrobić? Rezygnacja z interakcji i dobry terapeuta, albo intuicyjne wybranie „normalnego” partnera mimo braku „motylków” i czegoś co kobieta uważa za miłość. My zresztą często padamy ofiarami takich kobiet, których jest bardzo dużo (30% małżeństw się rozpada, ilu jest alkoholików, “przemocowców” w „normalnych” rodzinach nie wie nikt, bo nikt takich statystyk nie prowadzi. Efekt jest taki, że powstają już nawet blogi i strony, gdzie cała płeć kobiet jest określana jako z góry nienormalna, zła, bezrefleksyjna itp. Jest to efekt właśnie trafiania na kobiety, który życie polega na odtwarzaniu roli z dzieciństwa!

Wróćmy do facetów – mężczyzna, który spotka kobietę wykazującą patologiczne wręcz zainteresowanie jego osobą, jest tak zafascynowany jej aurą, że natychmiast zaczyna idealizować ją odrzucając rzeczywisty obraz sytuacji i wchodząc w krąg dramatu z dzieciństwa, gdzie funkcjonował de facto jako lekarz dla matki, albo ktoś przejmujący problemy innych na zasadzie spowiednika. Taki facet wszystkie „wyjątkowe” osoby widzi przez różowe okulary. Ten czy ów stosunek jest tak szczególny, że nasz niepoprawny optymista nigdy nie interesuje się ciemnymi stronami danej osoby, czy byłby nią syn, córka, żona, przyjaciel czy przyjaciółka. Akceptuje on zachowania zupełnie sprzeczne z wyidealizowanym obrazem danej osoby, wchodząc jakby w cichą zmowę z ciemną stroną jej natury. — Niektórzy ludzie są wyjątkowi — powiada i tyle. Skoro człowiek prostoduszny nie interesuje się ciemną stroną partnerki, syna czy córki, oni w zamian nie będą zapewne przyglądać się jego ciemnej stronie. Może on również pozostawać w dyskretnym i szczególnym związku ze skaleczonym chłopczykiem kryjącym się wewnątrz niego. W takim wypadku nie będzie wysuwał zarzutów wobec owego chłopczyka, podkreślał jego rozczulania się nad sobą samym, ani nawet wysłuchiwał go. Po prostu pozwoli mu, by żył swoim własnym życiem. I dramat mamy gotowy, bo taki facet staje się idealnym materiałem na:

zdradzaną przyjaciółkę z penisem
bankomat
faceta na dojście
kierowcę
kolesia przyjmującego na siebie rolę ofermy w relacji
pogotowie psychologiczne
telefon zaufania
itd.

Wielu ludzi wokół funkcjonuje w ten sposób, ze względu na naturę ludzką. Jeśli koleś godzi się na bycie bankomatem, to pani zakłada, że mu to odpowiada. Owszem odpowiada mu to ale PODŚWIADOMIE, podczas gdy człowiek taki cierpi katusze motywując sobie swój ból wyższymi ideami i nawet często się nie skarży, albo doprowadza do sporadycznych wybuchów i awantur, a z których zresztą kobieta niewiele rozumie! Przecież wszystko było OK a tymczasem od wyszedł ze śmieciami i nie wrócił, albo znalazł sobie kochankę. Trudno winić ludzi za brak wiedzy z zakresu psychologii, ale można chyba mieć pretensje do kogoś, kto widzi, że relacja nie opiera się na porównywalnym wkładzie, choć i to może być zakłócone w procesie programowania w dzieciństwie, vide anachronizmy typu facet ma płacić za wszystko, inicjować kontakt, kobieta gotować prać i sprzątać. Kurde, potrzeba nam zamiast religii w szkołach choć podstaw funkcjonowania ludzkiej świadomości, zaoszczędziłoby to cierpień rzeszom ludzi, a w ekstremalnych przypadkach uchroniło przed wysadzaniem się w powietrze przez chłopaka z Al Kaidy mającego 26 lat, który uciekł w grupę, gdzie nadano mu znaczenie i zrozumienie, bo nie mógł się odnaleźć w naturalnym środowisku.

Tak zwany „dobry facet”, „misiek”, czy mówiąc po męsku ciota, to źródło problemów emocjonalnych większości heteroseksualnych współczesnych kobiet i choć one same się do tego nie przyznają, bądź nawet zasypią mnie epitetami, to nic nie zmieni faktu, że tak właśnie jest. Dlaczego? Otóż dlatego, że populacja takich panów rośnie zastraszająco a kobiety spotykając ich uważają, że wszystko jest OK i taka właśnie jest rola mężczyzny w związku. Facet taki będąc często zauroczony fizyczną stroną kobiety nie potrafi od początku tworzyć granic, lub umożliwia ich przesuwanie w kierunku skrajnie niekorzystnego bieguna. Pani z pozoru to odpowiada, no bo przecież to taki tolerancyjny facet, ale coś wewnątrz mówi jej, że coś tu nie gra. Co nie gra? Naturalne dążenie człowieka do równowagi. Owszem fajnie jest mieć niewolnika, który zgodzi się na olanie spotkania bo koleżanka zadzwoniła pięć minut przed, albo nawet na to, żeby kobieta go zdradzała z innym facetem, ale wewnątrz każdej nawet największej ludzkiej (celowo bez podziału na płeć) kanalii, albo kaleki istnieje mechanizm wrzeszczący od czasu do czasu – qrwa! Coś tu nie gra! To nie fair! I mamy początek dysonansu, cichych dni, eskalacji żądań, bo pani zupełnie nie rozumie, co powoduje jej rozstrój emocjonalny. Przyczyną jest człowiek, który jest dobry, ale nie umie wyznaczyć granic. Gdyby zrobił to od razu uczciwie stawiając sprawę i pilnując, aby zasady nie były łamane, to problemu by nie było. Oczywiście opcją jest rezygnacja z interakcji, jeśli pani lub pan non stop testują na ile można je przesunąć, lepsze to niż bycie manekinem w relacji. Uwierzcie mi, że są ludzie, którzy tak funkcjonują całe życie i umierają nie zdając sobie sprawy czym było ich życie. Ostatnio jest bardzo ciężko w tej materii, bo szczególnie atrakcyjne fizycznie kobiety spotykają, albo „bokserów chamów” albo „miśków” i wchodząc z nimi w interakcje nabierają przekonania, że wszystko jest OK. Później spotykając prawdziwego faceta czują coś co nazywają – nie wiem co, ale strasznie mnie ciągnie do ciebie – nie mniej jednak w mechanizmach damsko-męskich nawet w takim wypadku próbują implementować standardy ze związku z „miśkiem”. Czasem skala tak zwanych „shit testów’” jest na tyle duża (im pani bardziej pożądana i im więcej „miśków” było na jej drodze tym gorzej), że trzeba tracić rok, czy dwa aby unormować temat. Czy warto? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Podkreślam raz jeszcze – nie chodzi tu o zniewalanie kogoś tylko o przestrzeganie zasad fair play i podziału wkładu w relację w okolicach 50/50.

Mężczyzna „misiek” ma również zwykle niewłaściwy stosunek do ekstazy. Pragnie on ekstazy w nieodpowiednim czasie lub nieodpowiednim miejscu, pomijając wszelkie jej męskie źródło. Chce osiągnąć ekstazę przy pomocy pierwiastka żeńskiego, przy pomocy damskiej waginy, bogini, mimo że to, co może być oparciem dla kobiety, jemu usuwa grunt spod nóg. Uniesienie służy mu do ucieczki od zakorzenienia i samodyscypliny. Taki facet wpada w taki czy inny nastrój niczym w wielką jamę. Wiele kobiet, zauważmy, potrafi pokonywać swoje nastroje. Na przykład kobieta ma zły humor przed przyjęciem i potrafi pozbyć się go, przynajmniej na jakiś czas. Natomiast nastrój „miśka” wydaje się nie do ruszenia – zamykamy okna i drzwi i wszyscy spier papier? 😉

Jeśli taki mężczyzna czuje się dotknięty albo jest w kiepskim humorze, utożsamia się ze swoim samopoczuciem i każdego człowieka ze swego otoczenia ściąga do tej głębokiej jamy. Gdy jest zatopiony w określonym nastroju, nie ma go dla żony, dzieci, znajomych. Do specjalności człowieka bez ograniczeń należy również często milczenie. Wypadki ulegają przyspieszeniu po otrzymaniu przez naszego bohatera ciosu; od bólu, który mu sprawił cios (słowny lub fizyczny, lub emocjonalny typu zdrada), przechodzi on bezpośrednio do wczucia się w jego motywy, z całkowitym pominięciem etapu gniewu. Mówiąc wprost – nadstawia on drugi policzek. Dodatkowo „miśkowatość” jest to coś takiego, co namawia wręcz podświadomie kobietę do zdrady. Faceta tego typu cechuje osobliwa więź ze zdradą, oszustwem i kłamstwem. Nie tylko — zawsze przekonanemu o czystości własnych intencji — łatwo przychodzi mu zdradzanie innych, ale już po krótkim okresie współżycia z tego rodzaju mężczyzną kobieta czuje pewien bezosobowy impuls popychający i ją do zdrady. Kiedy „ciotowatość” we wszechświecie przekracza określony limit — nie ma innego wyjścia, jak tylko zwiększyć dla równowagi pulę zdrady. Co robić? Jeśli masz z tym problem a nie umiesz świadomie ustalić granic, to wyznacz je sztucznie zanim nie przepracujesz tematu na poziomie podświadomym. Po prostu odrzuć różowe okulary, strach, pozorne potrzeby i spójrz na wszystko z drugiej strony lustra. Czy obserwując swojego kolegę/koleżankę tak traktowanego czułbyś się dobrze? Czy to co dostajesz jest fair? Jeśli nie postaw sprawę jasno. Dwa ostrzeżenia i czas na wycofanie. Przykro mi, ale lepiej odejść niż pozwolić się gnoić 🙂

Rafał Skonecki