Nastrojowe dźwięki w blasku świec i neonu z napisem Tandberg.

Od dobrych kilkunastu lat ciągnie mnie do skandynawskich klimatów, na tyle że rozważałem nawet wyprowadzkę na Islandię. Zakochałem się w tej wyspie w czasie dwukrotnych pobytów a życie mimo, że przyprószyło moje skronie siwizną nadal nie zabiło we mnie idealisty i romantyka. Nauczyłem się tylko uważać na ludzi, a tak naprawdę to izolować od nich na tyle na ile się da i o ile ktoś kilka lat temu zapytałby mnie, czy czuję szczęście, spełnienie i radość z życia to nie byłbym pewien mimo mnóstwa ludzi wokół, w tym też tych wydawałoby się najbliższych. Na dziś już tak – pokochałem samotność. Wystarczy po prostu odrzucić wszystko, co człowiekowi niepisane a skupić się na sobie i swoich potrzebach, zainteresowaniach. Prawda, że proste? xD

Od lat też jestem fanem brzmienia nieistniejącej już norweskiej firmy Tandberg, skupuję od jakiegoś czasu szczególnie amplitunery tej firmy z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, których ciepłe, typowe dla tamtej epoki brzmienie można porównać tylko z lampą. Ostatnio coraz mniej tych zacnych urządzeń na rynku wtórnym a topowe egzemplarze przekraczają już czasem wywoławcze ceny 10k PLN, na szczęście to nie są współczesne jednorazówki i dają się bez problemu serwisować. Można też kupić uszkodzone egzemplarze na zapas 🙂 Tak czy inaczej tak mocno polubiłem się z Wikingami, że zrobiłem sobie stylowy neon w stylu lat osiemdziesiątych, który wraz z oryginalną ruską lampą typu lawa i świeczkami zapachowymi tworzy mi klimat odsłuchowy na wieczory 🙂

Hehe, można się śmiać xD Na zdrowie!

Przesiadłem się też ostatnio ostatecznie z Spotify na Tidala bo różnica w jakości dźwięku jest porażająca. Dzięki sugestiom tej platformy odkryłem norweską kompozytorkę i wokalistkę  Anette Askvik , całość jej twórczości jest bardzo przyjemna i może spokojnie służyć do słuchania wieczorową porą w czasie typowego krzątania się po domu, lub do spokojnej  jazdy samochodem w czasie, której skupiamy się na przepływających krajobrazach a nie na pośpiechu, szczególnie jeśli w linię melodyczną wplatany jest fortepian czy dyskretne inne, niespodziewane instrumenty, natomiast jeden numer wbił mi się do głowy bardzo mocno, na tyle mocno., że katuję go od tygodnia i jeszcze mi się nie znudził. Może to przez ten rozkładający na łopatki saksofon w końcówce utworu a może przez norweskie brzmienie? Oceńcie sami 🙂

Ściskam

Rafał

Rafał Skonecki