Jaworzyna Krynicka.

W zeszłym roku dokładnie 28go listopada rozpocząłem sezon narciarski, w tym warunków brak. Sprawdzam na szybko możliwości, chodzi coś tam w Jurgowie, coś tam w Kasinie, może Chopok? Za daleko na jednodniowy wypad. Wieczorem w Wigilię zapada spontaniczna decyzja! Jaworzyna Krynicka! Co prawda czynny jest tylko jeden orczyk na samym szczycie, ale w kamerach widać znośne warunki. Gorączkowo kompletuję sprzęt… Kurde! Gdzie są moje buty!? Na strychu stoją tylko stare rosoły a po Nordicach ani śladu 😉 Szukam godzinę ponad i w końcu trafiam je w piwnicy, niemal na wprost wejścia, schowane w pokrowcu. Już miałem dzwonić do kolegi, czy czasem nie zostały po poprzednim sezonie u niego w garażu. 😉

 
Rano budzik niczym dzwon zrywa mnie z łóżka o 4:30. Wrzucam sprzęt w Cytrynę i mając za towarzysza księżyc w pełni po prawej stronie i Wenus, wyjątkowo jasno świecącą po lewej, ruszam ostro na południe. Droga mija szybko, jestem w swoim świecie, ze swoją muzyką, klimat nieprawdopodobny 🙂 Na chwilę zaglądam do Roberta do Buska 😉 podziwiając piękną dekorację świąteczną na rynku i po chwili ruszam dalej. Zaczyna się spektakl godny desek Broadwayu, bo na horyzoncie pojawiają się pierwsze czerwone paski, znak że świat budzi się do życia, wraz z promieniami słońca. Mam farta, jak zawsze w życiu (poza kobietami) i wyjeżdżam na serpentyny przy jeziorze rożnowskim akurat wtedy, gdy gorejąca tarcza naszej gwiazdy wyłania się zza wzgórz. Hamuje gwałtownie i kilka razy wspinam się i zjeżdżam w dół i znów w górę, napawając się przepięknym widowiskiem.
 
Ruszam dalej, w głośnikach Anja, w głowie duchy przeszłości, wspomnienia, tylko te dobre, pielęgnuję je trzymając schowane na co dzień, w odpowiednich przegródkach mojej duszy, wydobywając je przy takich właśnie okazjach. Seks przy tym co czuję w takich chwilach wydaje się być czystym ćwiczeniem gimnastycznym. Dochodzę do nieco drastycznego wniosku, bo oczywiście fotel pasażera w mojej głowie jest zajęty przez różne osoby, ale wówczas zdaję sobie sprawę, że to wszytko co czuję potrafię przeżywać tak mocno wyłącznie sam! Czemu? Nie słyszę, trzymaj kierownicę, zostaw ten telefon, zwolnij, denerwująco prowadzisz, za blisko podjeżdżasz ;), jakby to miało jakiekolwiek znaczenie wobec tego co przede mną!
 
Dojeżdżam do Krynicy, spowitej mgłami, temperatura na dole +1. Wspominam liczne piękne chwile jakie tu spędziłem, Sylwester, Tylicz, Gokarty, wbiegi i wyjazdy góralem na Jaworzynę i Górę Parkową a także ludzi, którzy tak wiele dla mnie znaczyli, a których już nie ma…Podchodzę do ściany i biorę trochę biletów narodowego banku polskiego, ruszam ostro w stronę stacji dolnej kolejki na Jaworzynę. Przebieram się szybko, kupuje karnet i jako jeden z nielicznych zajmuję miejsce w wagoniku, który raźnie rusza w górę. Otacza mnie mleko, nie wróżąc dobrze dla warunków na górze. Po kilku chwilach okazuje się, że nad chmurami jest słońce, a moim oczom ukazuje się chwytający za serce widok, gdzie jasne promienie boga Ra tańczą pomiędzy zamglonymi drzewami. Jestem na górze, spinam sprzęt i ruszam szybko w dół cisnąc na krawędzie. Warunki świetne, twardo, narty wrzynają się w zlodowaciały śnieg, kładę się niemal na bokach doznając kolejnej ekstazy! Chcę krzyczeć z radości, bo rusz po rusz widzę wspaniałą scenerię ze słońca tańczącego na stoku, śniegu podrywanego końcówkami nart i mgiełki z pary wodnej! Jest pięknie! Wiatr, muzyka, czuję jakbym istniał tylko ja i ten piękny świat wokół.
 
Robię kilka rundek i zjeżdżam na kawę, wyjmuję telefon i piszę ten tekst. Czas w drogę, bo śnieg stygnie, do zobaczenia na szlaku słońca! 😉
https://goo.gl/photos/he1KoAZWPv8LSDVz6
Rafał Skonecki