Uwaga, dziś będzie chaotycznie, ale tak właśnie wyrażają swoje myśli leniwi geniusze, tacy jak ja 😉 Jak ktoś czegoś nie rozumie, zapraszam na priv.
Jako, że pewien funpage wprowadził mnie w błąd i myślałem, że dziś mamy Walentynki, a co za tym idzie, wszyscy prawi, empatyczni i kochający ludzie zostaną wręcz zarzuceni czerwonymi serduszkami, od pełnych dla nich podziwu wielbicieli, to Rafał Skonecki, jako niepokorna kutwa postanowił jak zwykle zaorać nieco ten piękny, chwytający za serce obrazek, sporą dawką gorzkiej prawdy życiowej, która w żaden sposób nie zdejmie złotego papierka z pudełka bombonierek z kloaką w środku, ale może spowoduje, że choć jedna dusza zastanowi się nad tym wszystkim i przejdzie na ciemną stronę mocy (a tak naprawdę jasną, bo natura ziemi, tej ziemi jest pokrętna)?
Lubicie gorzką czekoladę? Ja bardzo, zatem do rzeczy! 😉
Skąd się bierze tak zwana radość życiowa i optymizm w patrzeniu na ludzi? Otóż, na początku swojego wywodu chciałbym zaznaczyć, że przez dużą część swojego życia (tak ¾ mnie więcej) żyłem w zgodzie ze stadem, od czego ze wstydem przyznaję odcinam kupony do dziś, a i zapewne będę to robił do końca świata, (czyli mnie), a może nawet o jeden dzień dłużej 😉
Co zatem gwarantuje iluzję pod tytułem – ludzie to wspaniałe stworzenia (nie mylić z prawdą, że świat, jako taki, jest piękny w swej iluzji, odczytywanej przez detektory w postaci oczu – oczywiście, jeśli odrzucimy mechanizmy nim rządzące)?
Po pierwsze aparycja. Im bardziej odpowiadasz wzorcowi szybkiego przekazywania genów tym łatwiej jest Ci żyć, osiągać sukcesy, zdobywać sympatię ludzi, oraz ich uznanie. Ekstremalne przypadki nie muszą robić nic, a i tak pani w warzywniaku uśmiechnie się do nich, podając z wdzięcznością za 34 sekundy obcowania koszyczek z brzoskwiniami, zapominając o końcówce kwoty do zapłaty, w przypadku pięknej pani, niejeden pan zegnie karku, czy ustąpi miejsca w kolejce, zimny i nieugięty robot z agencji HR, uśmiechnie się lekko na widok zgrabnej kobiecej nogi w eleganckich szpilkach, która akurat jest przekładana z miejsca na miejsce i otworzy szufladę z intratnymi posadami i tak dalej… Inaczej ze spoconym, walczącym o życie grubasem, mającym, jako deskę ratunku przed nicością troje dzieci i równie rumianą żonę. Jemu nie pójdzie tak łatwo i nie pomoże nawet wysilony uśmiech na twarzy, będący skutkiem ostatniej sesji ze znanym kołczem rozwoju osobistego, który, za know how pobrał odpowiednie tantiemy, a sprzedał tak naprawdę wizję dostosowaną do swojej percepcji rzeczywistości). Nasz los, nasze życie, czyli to, co odbieramy zmysłami zostało zdefiniowane na długo przed tym, jak pierwszy krzyk zwiastował, wokół, że nie zgadzamy się, bądź zgadzamy na reguły, których czy nam się podoba, czy nie, musimy przestrzegać 😉 Często jest tak, że ludzie posiadający nadzwyczaj pożądane cechy zewnętrzne padają ofiarą tego fenomenu i kończą w znoju alkoholu, prochów, białego proszku albo, jako ofiara chorób przenoszonych drogą płciową. Jako, że inni też ktoś powie, to ja jednak widzę w tym procesie subtelną różnicę. Ci pierwsi osiągną wspomniany efekt, jako skutek tego, że wszystko przychodzi im łatwo, Ci drudzy, jako skutek desperacji. Jaka jest różnica? Dla mnie zasadnicza, choć koniec ten sam. 😀 Jakoś tak zawsze ważny był dla mnie cały proces prowadzący do finału, jako ciąg związków przyczynowo skutkowych, a nie sam koniec, jako taki. Stanowiło to zresztą niemal zawsze zarzewie konfliktu między mną, a licznymi, ślicznymi białogłowami z grupy numer jeden, których pojmowanie rzeczywistości kończyło się na tu i teraz, bez refleksji nad źródłami pewnych zdarzeń. Cóż zrobić? Każdy ma jakieś problemy, nawet Twój chomik drogi czytelniku!
Druga grupa to ci, którzy już w okresie dorastania zauważyli, że ich bracia kochani maja nieco więcej szczęścia w loterii genowej (to nie do końca fart, ale to materia na inną notatkę), zatem jako jednostki silne i pragnące walczyć, a nie poddać się (to też skutek programowania, bo nawet freaki są potrzebne naturze, jako baterie i tło dla osobników alfa), czy też żyć jak szara masa, zaczynają się kształcić począwszy od gazet, czasopism, poprzez literaturę, tę cięższą i lżejszą, obserwacje świata, analizę, myślenie…koniec końcem, dochodzą do stanu (nieliczni), gdzie Cała Jaskrawość jest widoczna jak na dłoni (sporo takich mówi wówczas dość i wyłącza światło wbrew temu, co nas zmusza do bycia tu – patrz Stachura, Beksiński, Żentara – swoją drogą jak na lekarstwo kobiet w tym przedziale). W międzyczasie odpadają ci, których przeraża odkrywanie prawdziwej natury ziemi, tej ziemi. Ci uciekają w ułudę pod tytułem religie, wierzenia, sekty, cele życiowe itp., wszystko to służy wyłącznie uśmierzeniu bólu egzystencji, który tak naprawdę dotyczy wszystkich, nawet tych z pierwszej grupy, bo wcześniej, czy później każdy z nich dojdzie do wniosku, ze to się kupy nie trzyma 😉 No może poza ekstra konsumpcjonistami, ala twarze z pierwszych stron gazet, TV itp. a dodatkowo mocno ubogich emocjonalnie i tak naprawdę pustych, przy całej otoczce luksusu, radości i bogactwa. Takich przykładów może być bez liku, a ich odłamem są ci, którzy boleśnie przekonali się o tym, że to droga do nikąd, począwszy od Michaela Jacksona, czy Withney Houston, a skończywszy na nawróconych gwiazdach porno, które po utracie źródła ich szczęścia i radości, jakie łapczywie konsumują ze świata zewnętrznego, a następnie na skutek procesów prowadzących do rozpadu ich ziemskich powłok, tracą wszystko i toną w odmętach szaleństwa vide Wioletta Villas, próbując za wszelką cenę być użytecznym i udowodnić, ze liczy się wnętrze, a te ich odcięte od genów kupony to przypadek – temu służy np. farma piesków czy kotków.
Kolejna grupa to tak zwane szare tło, które zwyczajnie konsumuje lub narzeka. Tu rządzi czysty przypadek, (ale również zaprogramowany w genach) i tu też dzieje się wiele ciekawego, bo bywa, że ludzie ci robią np. ogromne majątki, a następnie bywają ich pozbawiani w majestacie prawa przez ludzi z grupy pierwszej (często i jedni i drudzy nie wiedzą jak to się stało?) 😀 , albo zwyczajnie konsumują cichutko starając się przeżyć kolejny dzień, lub też ci, którzy zupełnie się poddali. W grupie tych ostatnich mamy najwięcej altruistów (wiemy, ze altruizm na ziemi, tej ziemi nie istnieje – to chyba jasne już nawet dla dziecka?), ale jest on podszyty własną krzywdą i poczuciem, że jeśli ja pomogę innym to świat mi to odda. Nie odda, niestety, bo to, co ta grupa nazywa szczęściem, siłą i radością jest w zasięgu wyłączne drapieżników z grupy pierwszej (najlepsze geny, ot tak, lub drugiej, jako skutek walki o każdy dzień, każdą chwilę, każdy wyrwany naturze uśmiech, radość, chwilę spełnienia).
Co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? Że nikt prawie na ziemi, tej ziemi nie ma tak zwanej neutralnej percepcji rzeczywistości (mam ją ja – hahahaha) , tylko zawsze świat odbiera przez pryzmat punktu siedzenia, który jak wiemy zależy, od tego, jaka rola została nam predysponowana na deskach tego kiepskiego teatru przez naturę, boga, architekta, czy jak tam tego psychopatę nazwiemy 😉 I tak, piękni ludzie w garniturach od Armaniego będą uważać, że brak radości to strata czasu, a wszelkie otaczające ich freaki to nic nie warty nawóz, bo nie mają siły przebicia, żeby być tam, gdzie oni, ludzie myślący, ale poszkodowani przez loterię genową, też najczęściej skupiają się na działaniach w ramach aktów hiperkompensacyjnych różnego rodzaju, takich jak robienie pieniędzy, pasje, hobby, dzieci, religie itp. i oni również będą uważać, że wszyscy inni mają tak samo, często równe szanse, wolną wolę, braterstwo i inne tego typu bzdety siane wokół celem głównie omamienia ludzi, którym się nie udało i wyciągnięcia z nich zasobów, co nie koniecznie oznacza pieniądze, często też uwagę, uznanie, wsparcie, chęć naśladowania (Projekt Egoistka) – uwaga na autorytety! Pozostaje garstka tych, których naprawdę stać na stanięcie twarzą w twarz z naturą ziemi, tej ziemi i odrzucenie iluzji, jakimi rządzi się ten świat. 90% tego, co do nas dociera to kłamstwo, pół biedy, jeśli jest ono efektem dbania przez braci mych kochanych o własne interesy, przy uwzględnieniu innych, ale najczęściej jest ono efektem brutalnej walki o kolejne szpilki, samochód, garnitur czy popularność. Czysta pustka rodząca pustkę i w finale bardzo bolesne rozstanie z ziemią, tą ziemią, kraszone często marychą, białym proszkiem lub w wersji dla ubogich wódą 😉
Dom wariatów, to nie zamknięte, odosobnione miejsce…dom wariatów, to coś, co nas otacza wokół! 😉
Co zatem robić? Przede wszystkim odrzucić schematy i zapytać siebie, ale na bardzo głębokim poziomie, czego chcemy i…zacząć to robić (pamiętajmy, żeby nie krzywdzić innych, zatem jeśli ktoś jest sadystą, to lepiej niech sięgnie po pigułkę umożliwiającą przeniesienie się w nicość, niż robi innym krzywdę).Problem zaczyna się wtedy, gdy do realizacji własnych celów potrzebujemy innych ludzi. To się prawie nigdy nie udaje a jeśli już, to jako skutek jednego z chorych procesów, rządzących prawami ziemi, tej zimi, takiech jak zależnośc, poddaństwo, strach itp.
Laska z chłopaki nie płaczą zawarł najmądrzejszą filozofię życiową, jaką dotychczas wymyślił gatunek ludzki. Musimy pamiętać, że to życie (definicja: percepcja rzeczywistości za pomocą zmysłów, będących rodzaje komputera kwantowego) jest wszystkim, co mamy. Oczywiście po tak zwanej śmierci będziemy istnieć nadal, bo wygląda na to, że ilość energii we wszechświecie jest stała, ale co to za istnienie bez świadomości? 😉
Panie Gates! Chylę czoło nad pańskim geniuszem, na odrzuceniu odcinania kuponów (mimo perfidii sposobu, w jakie pan w nie wszedł) i walkę z rakiem, panie Bowie! Niech panu ziemi lekką będzie, zabezpieczył pan swoje kopie genetyczne tak jak pan potrafił, mimo bankructwa finansowego, (ale nigdy mentalnego)!
Róbmy swoje, kto może niech pomaga innych towarzyszom niedoli, kto nie może, niech robi to, co mu sumienie każe, błagam tylko o jedno! Nie bądźmy prymitywnym bydłem, bakteriami, czymś gorszym od zwierząt, bo kierującymi się wyłącznie mieszaniną popędów i podświadomości, zawsze znajdźmy czas na refleksje! Nie krzywdźmy świadomie innych, chyba, że w odpowiedzi na własną krzywdę. Wówczas odpowiadajmy z pełną siłą, ale bez kopania leżących. Kochajmy. Tylko miłość jest w stanie nas uratować a i to na chwilę, ale lepsze to niż nic 😉
Miłego dnia życzę myśląc, kto odczytał właściwe przesłanie, a kto wrzucił mnie w ramkę porypańca, albo nadętego bufona? Pozdrawiam serdecznie takim utworem z przełomu lat 80tych i 90tych, który kojarzy mi się z plażą we Władysławowie, zapachem lasu sosnowego, ciepłem piasku i aksamitem jej rozgrzanego od słońca ciała (jako przeciwwaga dla tego co widzę za oknem z 34 piętra wieżowca “w tym smutnym jak piz…a mieście”). 😀