Jechałem z pracy, rozumiesz? Z pracy…

Jechałem z pracy, rozumiesz? Z pracy…

Ciemny Opel Omega przecinał reflektorami mgłę, jaka opanowała ulice Mikołowską, późna pora, oraz sącząca się z głośników spokojna muzyka bardziej usypiały niż poganiały. Zresztą, do czego było się spieszyć? Od czasu, gdy się wyprowadziła, minęło równo cztery miesiące. Cztery pokoje na osiedlu przy parku ziały pustką i zimnem ścian. Właściwie, to była noclegownia. Czy to zmęczenie, czy brak koncentracji, a może zamyślenie kierowcy sprawiło, że zgrabna sylwetka auta spod znaku błyskawicy zamajaczyła na zamkniętym po 22 odcinku ulicy Francuskiej. Kierowca o zmęczonym i zrezygnowanym wyrazie twarzy i pustym utkwionym w dal spojrzeniu, nagle dojrzał machającą niczym na taksówkę niewielką, zgrabną postać. Widok na pustej, mokrej ulicy był dość surrealistyczny, obudził zresztą go na chwilę. Ostre hamowanie, wsteczny…otwierają się drzwi, w które zagląda twarz godna dłuta Michała Anioła, dość subtelny makijaż, oraz lekko kręcące się końcówki ciemnych włosów dodawały scenerii pewnej nieopisanej magii, tym bardziej, że dwa małe węgiełki w postaci oczu, błyszczały nadnaturalną radością zdając się pytać, podwieziesz mnie w ten deszcz?

Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…

Wsiadasz? Tu jest zakaz…
Tak,  wsiadam.
Gdzie cie podwieźć?
Wiesz co? Tu jest taki parking za rogiem.
Tak blisko?
To chyba dobrze?
To zależy…
Od czego?
Hmm, od tego co kto ma na myśli?
Wjedź tutaj za bramę.
Po co? Tu sobie wysiądziesz.
O co ci chodzi?
Mi? O nic.
Przecież cię podwiozłem gdzie chciałaś.
Ej, myśmy się chyba nie zrozumieli?
Nic nie rozumiem. To jakiś rodzaj flirtu?
Hahaha. Fajny jesteś…
Czego chcesz?
A ty czego?
Serio pytasz?
Serio.
Hmm, chciałbym żeby taka jedna mnie kochała.
No to tego nie mogę ci dać.
Szkoda….
Słucham?
Szkoda.
Wiesz co, ja się trochę spieszę, dobranoc.
Na co czekasz?
Poczekaj, czy mógłbyś mnie gdzieś zabrać, np na kawę?
Teraz? Jest prawie noc…
Możemy pojechać do ciebie?
Do mnie? Ale ja nie mam nawet kawy.
Nie szkodzi. Napijemy się wody. Czajnik chyba masz?
Mam.
To jedź proszę.

Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…

Światła zgasły kładąc do snu stalowego rumaka na parkingu przy kukurydzy. Błysk kluczyka w zamku domofonu i ten hipnotyzujący odgłos jej szpilek na schodach. Jakież ona ma śliczne kolana…lekkie skrzypniecie drzwi, pstryk wyłącznika…

Siadaj sobie, zrobię herbaty.
Nic innego nie mam…

Gwizdek, czajnik, para, aromat Earl Grey, czarna się skończyła. Kapcie, futryna, drzwi… Boże, jaka ona jest zgrabna…

Ubierz się natychmiast.
O co ci chodzi?
O nic. Przepraszam, wygłupiłem się.
Nie domyśliłem się…
Chodź, usiądź koło mnie…

Zniewalający zapach dwudziestoletniego ciała, błysk, eter, błysk, eter…

Posłuchaj, ubierz się. Nic z tego nie będzie.
Dlaczego? Nie podobam ci się?
Bardzo mi się podobasz.
To w czym problem? Nie możesz? Pomogę…
Nie w tym rzecz. Mam kobietę…
To gdzie ona jest?
Musiała wyjechać.
No to jesteś usprawiedliwiony.
Nie jestem, chodź odwiozę cię.
Masz tu pięć stów. Chodź, idziemy.
Czekaj, ja nie chcę pieniędzy. Chce ciebie.
Czemu mi to robisz? Ja nie jestem z kamienia…
Bo nie jesteś moją kobietą.
A mogę wypić z tobą herbatę?
Proszę…

Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…

Silnik znów gada, trzask drzwi, światła, deszcz. Lekko podniesiona spódnica, ślad po oparzeniu na udzie między koronką pończochy a materiałem działa jak błysk, stygmat, pieczątką. Spodek, światła, Francuska.

Trzymaj się, przepraszam.
Ja się nie gniewam. Jesteś fajny facet.
Tak myślisz?
No jasne głuptasie…
Idź już.
Pa.
Hej.
Lekko uchylone okno, strzępy głosu…
Mariola, gdzie ty się kurwa włóczysz?
Dwójka, trójka, czwórka, piątka… ryk muzyki, szafa zamknięta na 220.

Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…

Parking, łóżko, sen…

Poranek, kawa, śniadanie, praca,, powrót, parking, schody… Ona. Siedzi na schodach.

Co tu robisz?
Jadłeś coś?
Nie, ale ja nie jem kolacji.
A możesz mi zrobić herbatę?
Co ty kombinujesz?
Chcesz wiedzieć?
No chce, bo nieco mnie przerażasz.
Chce być twoja kobietą.
Ale ja cię nie kocham.
Ja ciebie tez nie.
No więc sama widzisz.
Ale ja chcę.
Co chcesz?
Pokochać cię.
To tak się da?
Nie wiem, ale chcę.
Wejdź.

Trzy miesiące, blisko, ciepło, cicho, lekko, sens, życie, spacer, zoo, słonie, szrama na udzie, tosty, wojna na poduszki, trzydzieści sześć nieodebranych.

Witam, czy pan zna Mariolę?
Tak a o co chodzi.
Proszę pana, leży na oiomie, czy może pan przyjechać?
Dwieście dwadzieścia, pisk, hamulec, trawnik, drzwi, recepcja, drugie piętro….

Przykro mi.
Ściana, podłoga, ręce na głowie…
Jak to się stało?
Ciężkie pobicie.
Narządy wewnętrzne są w strzępach.
Kto?
Policja prowadzi dochodzenie,  szła z zakupami, przypadkowy przechodzień zadzwonił po nas.
Kim pan jest dla zmarłej?
Nikim.
Proszę?
Nikim…
Ale kontakt zostawiła do pana.
Ma matkę w Rudzie Śląskiej.
Miała… czy mógłby pan przekazać te drobiazgi?
Jakie drobiazgi?
W torebce miała indeks i te kilka drobiazgów. Policja nie robiła problemów a to była jej ostatnia prośba.
Dobrze. Mogę ją zobaczyć?
Wykluczone, będzie sekcja, prowadzone jest dochodzenie.
Drzwi, błyskawica, eter, błyskawica, morze, słone morze… Cztery godziny, klakson, światła, drzwi, ściany. Rozmowa ze ścianą, jedna, druga, trzecia…

Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…

Oddałeś ten indeks?
Nie…

Rafał Skonecki