„Wziął ją za rękę i wtedy stało się to, co czuł z nią zawsze. Tajemniczy przepływ energii, która była jak poranna bryza, jak pierwsza fala nadmorska po roku czekania na słońce, jak przypływ błogości, wyłączenia, pełnej synchronizacji zmysłów z naturą. Miało to niewątpliwie coś z żarliwej modlitwy, ale takiej niewymuszonej, naturalnej i oczyszczającej. Szli w milczeniu przez dobrych kilkanaście minut. Chciała go zapytać, dokąd idą, ale czy to fakt, że czuła to samo tylko mnie intensywnie, czy może skupiony, zdeterminowany i nieco napięty widok jego twarzy sprawiał, że nie protestowała. Odezwała się, kiedy zeszli w dół po nasypie w kierunku widocznych w dole łąk poprzecinanych przez liczne tory kolejowe. Widok był dość dziwny, bo przywoływał na myśl drogi życia połączone rozjazdami prowadzącymi w różne strony. Te dobre, te złe i ma bocznicę. Widać było nawet ślepy tor zamknięty charakterystyczną drewnianą belką. Falujące powietrze wypełniała woń impregnatu używanego do konserwacji podkładów kolejowych. Jedna, długa i szeroka linia trakcyjna nieodparcie kojarzyła się z cienką czerwoną nicią, która łączyła ich oboje w tej chwili. Dziewczyna nadal nie wiedziała, po co ją tu przywiódł, co prawda miejsce było dość urocze, bo wokół kwitły liczne kwiaty polne a po drugie stronie torów widać było morza przepięknych czerwonych maków. Słońce oraz falujące z gorąca powietrze tworzyło surrealistyczny poprzecinany nierównościami krajobraz godny pędzla Salvadora Dali.
Po co tu przyszliśmy? – zapytała w końcu.
Dobre pytanie – odparł widząc zakłopotanie na jej twarzy
Nie wynikało ze strachu tylko raczej z ciekawości połączonej z pewnego rodzaju odrętwieniem.
Przeprowadziłem Cię tu, bo będziemy czytać książki, leżeć na kocu i patrzeć na siebie. W koszyku mam herbatę z sokiem malinowym i kanapki z miodem. Jest też serwetka w kratę. Przeprowadziłem Cię tu, bo przechodziłem tu ze wszystkimi swoimi dziewczynami – to miejsce jest początkiem i końcem wszystkiego i tylko moje dziewczyny mogą je dotykać.
Patrzył jak posmutniała a na jej twarzy zarysowała się nutka wściekłości. Wysunęła rękę z jego uścisku powoli aczkolwiek stanowczo i patrząc mu w oczy powiedziała.
Chcesz mnie obrazić czy spowodować, że poczuje się wyjątkowo? Jeśli to pierwsze, to Ci się udało – ściszyła głos
Ani to ani to – odparł łapiąc ją za rękę
Otóż widzisz, tych kobiet było kilka, one wszystkie były wyjątkowe i doskonałe, ale…
Znów próbowała wyrwać rękę z jego dłoni, ale tym razem uchwycił ją stanowczo, zbliżył się do jej twarzy i powiedział…One żyły wyłącznie w mojej wyobraźni. Nie przeczę, że ten czas, gdy siedząc tu sam z książką i własnymi myślami był najlepszym, jaki do czasu, gdy spotkałem Ciebie przydarzył mi się od dziecka. Rozmawiałem z nimi dużo, biegaliśmy razem wśród kwiatów i w zbożu i po łące, kąpaliśmy się nago w strumieniu, kochaliśmy na trawie. Wiem, że to dziwne, ale czyż nie, dlatego, że taki jestem przyszłaś tu ze mną?
Jak to? A co z prawdziwymi kobietami? Dlaczego ich tu nie przeprowadzałeś? – zapytała.
Żeby być do końca szczerym to była jedna, jak to nazwałaś „prawdziwa”… Najpierw pojawiła się w moim życiu na prawdę, po to by dać mi siebie a później strącić w czeluści piekieł. Nawet, gdy odeszła wciąż z nią byłem, rozmawiałem, kochałem się i śniłem. Trwało to kilka lat. Ona nigdy tu nie była fizycznie, bo nigdy nie była na to gotowa. Dobrze – niewiele brakowało kilkanaście lat później, gdy znów ją odnalazłem. Wszystko przepadło – nie mam do niej żalu. Nie można czuć żalu do człowieka, który się boi. Jest dość nieszczęśliwa z tego, co wiem, mimo iż lustro pokazuje, co innego. Wtedy postanowiłem być silny i nigdy się nie poddawać…
Siadaj proszę – rozłożył koc na rozgrzanej słońcem trawie, wyjął termos i dwie książki. Dzielnica Milionerów – to dla mnie a dla Ciebie – Mówca Umarłych.
To Ty mnie stworzyłaś – powiedział siadając na kocu.
Jak to ja? A co z innymi? Twoja młodość, dzieciństwo? – zapytała.
Ja już nic nie pamiętam. Niczego nie pamiętam, bo cała moja młodość to właśnie to wzgórze i te kobiety, których duchy snują się gdzieś pośród tych traw do dziś niczym mary wśród smutku Hadesu. To miejsce narodzin, odkupienia i śmierci a Ty jesteś Persefoną, która zmywa wszystko, co było i tworzy nowy świat bez barier, bez wspomnień, bez przeszłości. Jest tylko teraz i jutro. Tylko Ty masz tę moc.
No dobrze, ale dlaczego ja? Czemu właśnie ja? Przecież jest tyle pięknych kobiet wokół! – powiedziała.
Bo w Ciebie uwierzyłem. Jeśli nie ma wiary, nie ma sensu czegokolwiek zaczynać. Ja w Ciebie wierzę i musi Ci to wystarczyć, to co czuję jest nie do opisania słowami a każde z nich wypowiedziane w tej sytuacji będzie namiastką tego, czym być powinno… – odparł.
Siadaj zatem i rozgość się – dodał po chwili, uśmiechając się łagodnie.
Dziewczyna położyła się a słońce dotknęło jej twarzy. Położył się obok niej i złapał za rękę. Oboje poczuli jak czas przestaje istnieć…
Słuchaj, ale ja… – zerwała się nagle.
Nic nie mów – to wszystko jest bez znaczenia.
Wszystko…
W ciszę wdarł się skrzek krążącego nad nimi ptaka. Zboże łagodnie falując kłaniało się światu a wszechobecny spokój i harmonia wbijały się w ich skołatane dusze niczym uśmiech małego dziecka skierowany prosto w stronę słońca.”
Koniec bajki…