Spływ Radomką.

Jak pewnie wielu z internetowych znajomych zauważyło, od dłuższego czasu próbujemy realizować własne pasje do bycia jak najbliżej z naturą poprzez spływy kajakowe. Wszystko zaczęło się jakieś trzy lata temu, gdy jeden z przyjaciół zakupił pneumatyczny kajak o dużej dzielności wodnej, stabilności oraz szybkości. Po pierwszych testach okazało się, że czeska jednostka wyprodukowana przez, Gumotex 😀 a nosząca dumną nazwę Seewave, to jedna z najlepszych opcji jeśli chodzi o kajakarstwo rekreacyjne w Polsce. Rozważaliśmy zakup amerykańskich kajaków typu Savylor Pointer, Hudson czy Yuokon, ale wszystkie one w żaden sposób nie dorastają do pięt czeskiej myśli technicznej. Po pierwsze wyglądają jak pontony, a nie kajaki i takie same mają własności nautyczne, po drugie wykonane są z materiału, który wymaga szczególnej dbałości i suszenia, a przy tym jest dużo mniej odporny na ewentualne przygody na zwałkowych rzekach. Dość powiedzieć, że mamy już w tej chwili w ekipie cztery Seewavey i każdy z nich spisuje się znakomicie. Modułowa konstrukcja umożliwia pływanie w dwie lub trzy osoby a także samodzielnie ze sporą ilością ekwipunku. Wystarczy po prostu zmienić pokład.

Do ulubionych rzek, którymi pływamy należy Radomka. Czemu? Po pierwsze bo blisko, pod drugie, bo jest wciąż bardzo dzika i potrafi zaskoczyć, zarówno wspaniałym krajobrazem, jak i przygniatającym prądem, dopychającym kajak do zwalonego drzewa. Mamy ambicję by spłynąć większość rzek w okolicy w całości, a także w planach większe wyprawy, na przykład z Krakowa do morza Wisłą, wraz z biwakami, łowieniem ryb, życiem takim jakie toczyli ludzie zamieszkujący te tereny setki lat temu. Jemy to co złowimy, upolujemy, przygotujemy. Śpimy w szałasach, odrzucamy kontakt ze światem, myjemy się rzece, kąpiemy na waleta, chłoniemy świat, który odcięła nam cywilizacja nie dając nic poza rozczarowaniem w zamian. To na razie pieśń przyszłości, póki co umówiliśmy się z kolegą na eksplorację kolejnego, mocno zwałkowego odcinka Radomki od Domaniowa do mniej więcej Jedlińska, miejscowości położonej przy trasie E7, którą na pewno nie raz pokonujecie jadąc z konieczności do Warszawy. 😉

Mieliśmy płynąc większą ekipą z biwakiem po drodze, ale zimna Zośka pokrzyżowała nam nieco plany. Budzik drze się o ósmej rano, w nocy miałem jakieś dziwne sny, szarpiące mnie dość mocno, pewnie jakaś interferencja z wszechświatem alternatywnym, czasem tak bywa, że w Matrixie dochodzi do spięcia i wówczas mamy możliwość podziwiać coś, czego teoretycznie nie ma. Wymieniamy szybko sms-y, nastawiam pranie z opóźnionym zapłonem, pakuję sprzęt i po chwili zjawia się Mario. Lecimy na dwa samochody do miejsca przeznaczenia. Po pół godziny lądujemy w miejscu oznaczonym na mapie jako Jankowice Kolonia. Skręcamy w leśny dukt, by po chwili znaleźć się nad rwącym prądem rzeki. Niestety, urwisty brzeg oraz stado kundli próbujących skoczyć nam do gardeł powoduje, że wycofujemy się. Wracamy kilkaset metrów w stronę szosy w znajdujemy dogodne miejsce. Przepakowujemy sprzęt i porzucamy jeden samochód. Ruszamy w stronę Domaniowa, żartujemy i śmiejemy się, bo endorfiny już pracują, mimo że żadne wiosło nie poszło w ruch. Pokazuje koledze nowy zalew wybudowany w okolicy na małym dopływie Radomki i po paru minutach jesteśmy w Domaniowie. Pompujemy kajak, pakujemy sprzęt w niezatapialne worki, jeszcze tylko kamizelki i…można ruszać. Po chwili zgiełk świata odchodzi w dal a nas wita śpiew ptaków, szum wody, cisza. Kontemplujemy ten czas niczym modlitwę, po pewnej chwili wita nas pierwsze bystrze. Ostry nurt, betonowe płyty, próbujemy go przepłynąć, niestety skeg zaczepia o dno. Wychodzę z kajaka, zapominając założyć neoprenowych butów, chwila nieuwagi i….woda rozcięta upadającym ciałem pryska na boki. Jestem cały mokry! Śmiejemy się i żartujemy, bo taka sytuacja zdarza się nam po raz pierwszy i jest tym bardziej zaskakująca, że nic specjalnego w wodzie nie było, poza śliskim podłożem. Pcham kolegę w kajaku z podniesionym skegiem a sam obchodzę zawirowanie, aby zaokrętować się ponowie. Dalej płyniemy bez przeszkód. Co chwila ogromny szczupak lub kleń wyskakuje z wody witając nas na swoim terenie ze zdziwieniem. Ludzie, co was sprowadza do mojego królestwa? Próbuję robić jakieś zdjęcia spod wody, bo przejrzystość rzeki jest niesamowita, coś tam nawet wychodzi. Płyniemy przez piękne meandry podkreślające swój urok licznymi drzewami, które podcięte przez bobry zdają się nam kłaniać, błękit nieba mruga radośnie, a liczni wędkarze okupujący brzegi tej wspaniałej rzeki pozdrawiają nas zdziwieni, bo przecież tędy nikt…nie pływa. 😉

Zwiedzamy wiele interesujących miejsc, kilka progów wodnych, dwie niewielkie elektrownie, spotykamy sympatycznego kota oraz znajomka z Radomia, który wyraźnie interesuje się naszym sprzętem. Przed kolejnym progiem rozkładamy biwak. Krótka piłka i po chwili płonie ognisko, gdzie smażymy kiełbasę wspominając lata szkolnej sielanki. Tak! Znamy się już grubo ponad dwadzieścia lat! Ruszamy dalej, kolejne piękne zakamarki, parę zwałek, gdzie górą przenosimy kajak i w końcu docieramy do sporego progu ograniczonego dwoma słupkami. Wydaje nam się, że uda się dopłynąć do brzegu przed samym spadkiem niestety nurt porywa kajak, który klinuje się podparty w poprzek. Sytuacja staje się poważna, kilka lat temu na niespełna metrowym progu na Czarnej Hańczy utopił się ratownik WOPR. Siła wody przyparła go do betonowej konstrukcji uniemożliwiając wypłynięcie. Na szczęście uda nam się wyjść po pokładzie na brzeg. To już drugi error po mojej kąpieli w czasie tego spływu (kolega podczas przepływania pod zwalonym drzewem wychylił się w lewo na tyle mocno, że myśleliśmy, że zaliczymy kabinę – uratowało nas to, że obaj włożyliśmy ręce do wody zalewając się solidnie i odbijając od dna). Kolejna elektrownia i przenoska, sympatyczni ludzie, zaciekawieni co my tu robimy, nudny odcinek uregulowanej rzeki i…jesteśmy u celu!

Kolejna wspaniała niedziela na wodzie. Za dwa tygodnie kolejna wyprawa. Tym razem na cztery kajaki, połączona z biwakiem. Stay tunned!

Oczywiście zapraszam do oglądania galerii zdjęć!
Rafał Skonecki.

https://goo.gl/photos/5T1K5V6zR27vUj826

Rafał Skonecki