Jeden z lepszych filmów z udziałem Harrisona Forda, nie ze względu na trzymający w napięciu scenariusz czy wartką akcję, tylko uboczny przekaz jaki został przemycony przez Petera Weira. Również znakomita Kelly McGillis nie jest tym właściwym magnesem, który przyciąga mnie do tego obrazu, choć trzeba przyznać, że piękna kobieta potrafi na polu sensu życia zdziałać wiele. Co z tego skoro tak samo dużo może dać jak i w jednej chwili zabrać? Zatem, co jest tym fascynującym medium, które powoduje, że oglądam go po raz n-ty i nadal z zaciekawieniem połączonym z sentymentem? Czytaj dalej „Świadek.”
Kino Skoneckia vol I.
Od pewnego czasu myślę o dzieleniu się z nielicznymi, ale bardzo wyrobionymi czytelnikami filmami, które dość mocno odciskają się na mojej rzeczywistości. Zacznijmy może od serialu, który przypominałem sobie ostatnio, a który z dużą przyjemnością pochłaniałem jako nastolatek. Ludzie ukształtowani na takim kinie mają bardzo ciężko współcześnie ale jednocześnie stanowią pewną elitę pod względem percepcji rzeczywistości. Moi drodzy! Polecam siedmioodcinkowy serial Dorastanie. Takich przyjaźni, takiej wiary, takich kobiet dziś już nie ma, tym bardziej warto wspominać czas, który nas ukształtował. Boże jak ja się kochałem w Kasi Chrzanowskiej, szczególnie po jej debiucie w Żuraw i Czapla! Dlaczego uciekasz? I tak Cię dogonię. Czytaj dalej „Kino Skoneckia vol I.”
Słodki koniec dnia.
Mam silną potrzebę poruszenia dwóch tematów. Pierwszy z nich to jeden z tysiąca, czyli wpis na forum racjonalisty człowieka posiadającego dużą wiedzę w zakresie fizyki teoretycznej, który prawdopodobnie pozwoli mi ruszyć do przodu w temacie determinizmu. Mimo że, hasła typu teoria Fali Pilotującej i teoria de Broglie’a-Bohma pchnęły w mój marazm poznawczy nowe siły, to nim popełnię na ten temat wpis, skupię się na doznaniu zmysłowym, którego byłem świadkiem kilka dni temu.
“Być mgłą, która nie wie czy jest jeszcze ziemią
czy może już chmurą
nie wie bo nie musi
nie wie
robi swoje
I nic innym do tego”.
Jarosław Mikołajewski /Maria Linde/
Na film Jacka Borcucha czekałem w napięciu kilka miesięcy wspominając genialny koncert Daniela Blooma w łódzkiej Wytwórni sprzed kilku lat, kiedy to korzystając z niezdecydowania innych widzów udało mi się zająć miejsce na kanapie pod samą sceną, co wyjątkowo przyczyniło się do odbioru genialnej twórczości kompozytora. Jedyną rysą na Słodkim Końcu Dnia jest obecność Szczepana Twardocha, który jawi mi się mocno niespójnie jako autor i twórca, ale być może to rodzaj uprzedzenia? Oby. Tak czy owak zgodnie z zasadą synchroniczności, którą opisałem w poprzednim felietonie pewne rzeczy spotykają nas, czy też robią wrażenie w odpowiednich momentach czegoś co zwiemy życiem, dlatego będąc pod wrażeniem owego obrazu w odniesieniu do miejsca i czasu w jakim się znajduję teraz, chciałbym ogłosić powstanie arcydzieła. Jeśli ktoś przypisze ten film promocji multi kulti to znaczy, że jest prostakiem. Najbardziej bolesny w tym życiu jest…podział. I to jest prawda. W zasadzie cała prawda, którą jednostki odkrywały już dawno. Choćby John Lennon. Wszystkie niemal problemy świata poza ostatecznymi, dla których nie ma rozwiązania biorą się z niedojrzałości ludzi. Czytaj dalej „Słodki koniec dnia.”
Recenzja filmu, który dobiegł końca.
Przypomniał mi się Zdzisław Beksiński, który kiedyś powiedział coś takiego, że człowiek starzejąc się czuje upływ czasu i zbliżający się kres wszystkiego, a chciałby ciągle “oglądać ten film”. Nie wiem jak w przypadku Mistrza, ale jeśli ja, chciałbym oglądać jakiś film bez przerwy, to byłby to Hel w latach osiemdziesiątych, gdy na cypel nie można było ot tak sobie wjechać, tylko przekraczało się podwójną obsadę wartowników (chyba, że pociągiem, ale to bez przystanku), miasteczko było ciche i nieco odizolowane, a turystów w porównaniu do dziś garstka, parzący piasek, znienawidzone dziś parawany i wszechobecne meduzy. Jeśli ktoś nie siedział w czasach, gdy wymiana korespondencji z ukochaną osobą trwała często tydzień, lub dłużej na betonowym murku, na samym końcu portu, zalewany raz po raz chłodną bryzą i oświetlany gorącym, wręcz parzącym słońcem, jakiego dziś już nie ma (nie wiem czemu, ale to nie iluzja), ten nigdy nie dowie się o czym piszę. Ten prąd przeszywający całe ciało kształtował w nas coś, co zwałem później linkiem. To chyba rodzaj iluzji, bądź wrażenia stopienia z drugą osobą, rzecz bardzo rzadka, wręcz unikalna i bardzo niebezpieczna, bo skrajnie może zabić albo okaleczyć na zawsze. Czytaj dalej „Recenzja filmu, który dobiegł końca.”
Gadające głowy, czyli zmienia się wyłącznie scena…
..na której gramy
Wspomnienie znakomitego dokumentu Krzysztofa Kieślowskiego.
https://youtu.be/cRVncgtT6GEBrak jedynie dziś tamtejszej spontaniczności.
Rafał Skonecki