W związku ze zbliżającymi się dniami młodzieży, chciałbym wykorzystać tę okazję i przypomnieć sylwetkę człowieka, którego już nie ma wśród nas, a który wniósł całkiem spory wkład w walkę z rasizmem, ksenofobią, oraz zapoczątkował i kultywował wymianę genetyczną na poziomie umożliwiającym pełną dywersyfikację genów, zgodnie z założeniami naturalnej hipergamii. Nikt się nie domyśla o kogo chodzi? Spieszę zatem z wyjaśnieniem, że owym człowiekiem był nieodżałowany wojownik o prawa mniejszości, a także przeciwnik rasizmu Pan Simon Mol. Jak wiemy był on cenionym pracownikiem doradcą Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dziennikarzem The Warsaw Voice, a także współpracownikiem w Instytucie Psychologii Stosunków Międzykulturowych, przy Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, gdzie miewał liczne odczyty, a także publikacje związane z perswazją. Nasz bohater zgodnie z prawem Watykanu, był również zagorzałym przeciwnikiem prezerwatyw, jako środka antykoncepcyjnego, a także zapobiegającego chorobom przenoszonym drogą płciową. Jako, że posiadał odmienny genotyp, był elokwentny, mówił płynnie po angielsku podobał się licznym kobietom jak również uprawiał z nimi seks. Jeśli tylko któraś wspominała o prezerwatywie, natychmiast zarzucał jej rasizm i ksenofobię, co zupełnie nie dziwi w kontekście tego jak bardzo nietolerancyjnym narodem są Polacy. Zanim przejdziemy do sedna i uczcimy minutą ciszy kilkadziesiąt kobiet zarażonych najbardziej ostrą odmianą wirusa HIV a także ich partnerów i mężów, przypomnijmy sobie życiorys naszego bohatera, oraz opiszmy znakomity wkład w przełamywanie barier między narodami.
Simone Mole urodził się w Kamerunie, 6tego listopada 1973 roku. Ukończył zawodówkę, a następnie podjął pracę w rafinerii ropy naftowej jako spawacz. W Polsce rozpoczynał karierę dziennikarską w nieistniejącym już tygodniku „The Sketch”, adresowanym do anglojęzycznej mniejszości w kraju. Oczywiście legitymował się sfałszowanymi dokumentami potwierdzającymi ukończenie przez niego prestiżowej wyższej uczelni, której nazwy z litości nie wymienię. Do Polski trafił jako represjonowany działacz opozycyjny, co oczywiście było kompletną bzdurą, nasz kraj miał stanowić hopę dla niego na zachód Europy. Występuję o status uchodźcy, i oczywiście go dostaje. Jako aktywny działacz był znany w środowisku warszawskich działaczy społecznych, katolickich i antyrasistowskich, a także w światku literackim. Był współpracownikiem Polskiej Akcji Humanitarnej, założycielem Teatru Uchodźców (Migrator Theatre), współzałożycielem Stowarzyszenia Uchodźców RP i założycielem Stowarzyszenia Pisarzy Zagranicznych w Polsce. Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” przyznało mu tytuł „Antyfaszysta Roku 2003”, m.in. za współorganizowanie akcji „Wykopmy rasizm ze stadionów”, imprezy w ramach tygodnia akcji „Futbol przeciwko rasizmowi w Europie” (obejmowała m.in. mecz piłkarski Polonia Warszawa kontra Afrykańczycy mieszkający w Polsce). W 2004 r., w imieniu prezydenta Polski, został nominowany do nagrody Sergio Vieira de Mello Prize, razem z Tadeuszem Mazowieckim i innymi zasłużonymi osobami, za „odbudowywanie pokoju w społecznościach po konfliktach”, przyznawanej pod patronatem UNHCR i innych instytucji. W 2006 r. dzięki „efektom starań wielu osób” otrzymał nagrodę międzynarodowego PEN Clubu „Oxfam Novib/PEN Award for Freedom of Expression. To tyle jeśli chodzi o zasługi. Simone był bardzo sprawny jeśli chodzi o podrywanie Polek, nie był zbyt wybredny, brał jak leci, wolne, zajęte, mężatki, wszystkie łączyło jedno – kiedy pytały o zabezpieczenie w czasie stosunku reagował skrajnie emocjonalnie zarzucając im rasizm. Cóż miały zrobić te biedne kobiety, otwierały swe jaskinie rozkoszy przez ogromnym prąciem Simona i uprawiały seks na żywca.
– Inny kolor skóry zawsze jest atrakcyjny seksualnie. Dla Polek zainteresowanych czarnymi mężczyznami ważny jest też fakt ich parametrów – seksuolog prof. Zbigniew Izdebski podchodzi do sprawy naukowo. – Przecież największy z oferowanych na rynku rozmiar prezerwatyw nazywa się „afroamerykański”. Prawda, że to argument nie do zbicia? Prawda.
Simon Mol założył w Warszawie teatr Migrator, w którym grali uchodźcy, nie tylko z Afryki. Najważniejszym i właściwie jedynym w pełni scenicznym spektaklem była „Rasa pieczątek” – opisująca problemy uchodźców w Polsce. Spektakl wyreżyserował Mariusz Orski. Do zespołu zaangażował kilku profesjonalistów. – Pewnego dnia Simon przyszedł na próbę i powiedział jednej z aktorek, zresztą z Teatru Narodowego, „już nie grasz”. Przyprowadził dziewczynę, która miała zająć jej miejsce. Był wściekły i głuchy na argumenty – mówi Orski.Spektakl, wystawiony najpierw w Muzeum Etnograficznym, przeszedł potem przez sceny klubów związanych z kulturą alternatywną, m.in. słynny warszawski klub Le Madame. Simon Mol był coraz popularniejszy. W ciągu siedmiu lat spędzonych w Polsce z uchodźcy o trudnym do powtórzeniu nazwisku Simon Moleke Njie stał się Simonem Molem, guru środowisk walczących z rasizmem. Podkreślano, że jest on przykładem, jak wiele uchodźcy mogą dać Polsce.
Afera wybuchła w 2006 roku, kiedy pierwsze kobiety zaczęły publikować w internecie informację, że pewien czarnoskóry świadomie zaraża kobiety wirusem HIV. Sprawa nabrała tempa i okazało się, że zainfekowanych kobiet są…dziesiątki. Największa tragedia dotknęła pewną absolwentkę polonistyki, która zaraziła męża, oraz dziecko (w czasie uprawiania seksu z Molem była w ciąży). Dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Kim zatem były te kobiety, pewnie to jakiś margines?
To było uderzające – jak skserowany scenariusz. Wszystkie do siebie podobne: mają 20–25 lat, otwarte, wrażliwe, studentki kierunków humanistycznych. Pełne kształty, bardzo jasna cera, tzw. słowiański typ. I totalnie nieasertywne, takie idealistki, lekko odklejone od ziemi. To nie są dziewczyny, które sypiają z facetami. Z piątki moich bohaterek dwie były dziewicami. Żadna nie mówiła, że się jej podobał fizycznie. Mówiła, że chodziło o coś więcej. – pisał kilka lat później pewien dziennikarz, prowadzący śledztwo w tej sprawie.
Nie ma sensu się rozpisywać, chętni znajdą i źródła i wiedzę w tym temacie. 🙂
Większość ofiar tego dzielnego wojownika o wolność naszą i waszą już dawno nie żyje. Osobiście przypomniałem sobie pewien epizod, kiedy długo podchodziłem do pewnej dziewczyny i w końcu udało mi się ją “upolować” u mnie w domu. Płonął kominek, błyskała poświata żywego ognia na ścianie, z głośników sączyło się chilli zet, zacząłem się do niej dobierać, czuję że wchodzi, więc mówię, poczekaj kochanie, skoczę po gumkę. Przestań, zróbmy to bez. Nie!
Obraziła się na mnie. Do dziś się znamy, ale nigdy jej nie skonsumowałem. Poczuła się dotknięta faktem, że nie chciałem z nią robić tego “na żywca”. Argumentowała, że jest odpowiedzialną kobietą i matką. Cóż? Mam pewien niedosyt do dziś, bo to przepiękna kobieta w typie słowiańskiej urody, ale z drugiej strony, jakoś nie uważam, abym zrobił coś złego. To tak na marginesie. Ktoś wie, kiedy ten spęd się skończy?
Pozdrawiam serdecznie.
Rafał Skonecki
PS: Szacuje się, że ofiarą Mola padło w samej Polsce kilkaset osób.