Tegoroczne wakacje tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że wszystko co definiowane przez człowieka jest czysto umowne, a wszystko czym dysponujemy, to wyłącznie interpretacja tego co nas spotyka. W naszych stronach czarny kolor będący symbolem żałoby jest czymś naturalnym na cmentarzach, jednak w krajach arabskich na przykład, to biel symbolizuje ostatnie pożegnanie. Tak czy owak, niemal każda z religii zakłada rozpacz bliskich po utracie życia przez denata, co jest jednym z prostszych dowodów na niespójność religii. Odkryłem to już jako dziecko, ale ani ksiądz na religii, ani bliscy nie byli w stanie mi udzielić odpowiedzi na pytanie – czemu ci ludzie płaczą po stracie bliskiego, skoro on już jest w niebie? Dziś mógłbym próbować podpinać pod to egoizm żałobników, w fundamencie taki sam jak w wypadku podtrzymywania na siłę przy życiu ludzi w stanach wegetatywnych, co służy bardziej rodzinie niż samym zainteresowanym. Wracając jednak do meritum wpisu, to w czasie podróży na południe Europy odwiedziłem miejsce, które doskonale wpisuje się w mój obecny, skrajnie szyderczy i ironiczny obraz ludzkiej egzystencji, oraz wyznacza mój ulubiony, niebieski kolor jako symbol śmierci. Proszę państwa! Wesoły cmentarz!
Dla samego żarcia było warto :)
Od kilku lat fascynuje mnie karawaning. Swoboda w przemieszczaniu się połączona z poczuciem wolności wyboru co do miejsca, gdzie chcę spędzać czas jest niesamowicie pociągająca. Tak się składa, że w tym roku po raz pierwszy od lat wróciłem na polskie wybrzeże i…nie żałuję. Szczególnie kemping w Międzyzdrojach zrobił na mnie dobre wrażenie – czysto, przytulnie, można powiedzieć, że obiekt przewyższa swoje odpowiedniki w zachodniej Europie a już na pewno te na południu. Tu właśnie spotkałem pewnego starego Holendra podróżującego przez świat starym Hymerem z 75 konnym dieslem. Pewnej ciepłej, gwieździstej nocy siedliśmy ze szklaneczką czegoś mocniejszego i pogadaliśmy o życiu. Mimo ponad 30 lat różnicy natychmiast złapałem flow i wyczułem, że ten człowiek jest kwintesencją naturalności, nie ma w nim kszty zakłamania, czy fałszu a miast tych dwóch powszechnych dziś cech podstawą jego aury jest…mądrość życiowa.
Pewność siebie, kluczem do sukcesu?
Jeśli zajrzymy na portale dla podrywaczy, pierwszą radą jaką dostaną nieopierzeni adepci sztuki ars amandi będzie nabranie pewności siebie. Nie będę przy tym wpisie wnikał w kwestie spójności wewnętrznej i zewnętrznej mężczyzn, która tak naprawdę decyduje o sukcesie w relacjach a skupię się na fenomenie Nikodema Dyzmy. Oczywiście bujanie się na flekach, szprycha w przełyku i udawanie pewnego siebie podczas gdy w środku zgliszcza na nic się nie zda. Lepiej już jeśli jesteś spójny wewnątrz i na zewnątrz prezentując się ludziom jako rozdygotana galareta, niż wtedy, gdy zwyczajnie grasz. 99% kobiet wychwyci to w lot, a ty zrobisz z siebie co najwyżej idiotę. Ale to Twoje życie i Twój wybór.
“To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy, tak pełni wątpliwości.”
Bertrand Russel
Nigdy nie dotrzesz do “swoich prawdziwych” pragnień…
bo coś takiego nie istnieje! Od kilku lat daje się nakreślić dość wyraźny nurt wśród tak zwanych przebudzonych, nakłaniający do porzucenia wprogramowanych nam społecznie norm i celów, których realizacja nie przybliża nikogo do poczucia spełnienia, a jedynie konkretyzuje potrzeby otoczenia i doraźnie nas samych, poprzez przykrycie własnych deficytów – potrzeby bezpieczeństwa, popularności, sławy, pieniędzy, zdrowia, życia wiecznego. W każdym wypadku motorem postępowania ludzi są właśnie wspomniane braki, które są częściowo programowane genetycznie (np silnie zestresowana w ciąży matka, rodzi dziecko z ekstremalnie wyczulonym układem nerwowym) a częściowo behawioralnie. Każdy z mozołem wspina się po piramidzie “własnych” potrzeb wierząc głęboko, że gdy osiągnie już wszystko czego pragnie, to czeka go spokój wewnętrzny, radość, poczucie spełnienia. Nic bardziej mylnego – jeszcze żaden “zaliczony” cel nie wywołał w kimkolwiek długotrwałego poczucia szczęścia, bowiem takie odczucie byłoby sprzeczne z ewolucją, pozwalając człowiekowi spocząć na laurach, gdy tymczasem chodzi wyłącznie o jedno – przekazywanie i dywersyfikowanie materiału genetycznego, gdy cała reszta jest wtórna i pochodna tychże, pierwotnych mechanizmów.
Czytaj dalej „Nigdy nie dotrzesz do “swoich prawdziwych” pragnień…”
Wieża radości, wieża samotności, ocean szczęścia.
Z wczorajszej lektury do poduszki – kolejny cytat z Piotra Dmochowskiego, rozważymy go w kontekście prawd życiowych, które wyznawane przez większość, są przyczyną licznych dramatów w sferze ludzkich emocji.
Czytaj dalej „Wieża radości, wieża samotności, ocean szczęścia.”