Niniejszy tekst jest adresowany do osób, które na skutek określonej konfiguracji zdarzeń znalazły się w sytuacji, gdzie deficyt bliskości z drugą osobą jest tak wielki, że zaczyna wymuszać maksymalizację atencji celem przełamania impasu oraz zasypania pustki emocjonalnej, co zawsze w finale wiąże się z potężnymi stratami – mentalnymi, materialnymi i osobistymi. Zacznijmy od tego, że proces alienacji człowieka ze środowiska zaczyna się już w dzieciństwie. Na przyszłość wpływ mają oczywiście liczne czynniki zdeterminowane genetycznie (jak określone cechy fizyczne, czy dziedziczone traumy) oraz wynikający z nich proces asymilacji ze środowiskiem, w którym przychodzi nam egzystować. Jeśli w jakikolwiek sposób odstajesz od stada (czy to fizycznie, mentalnie, a nawet emocjonalnie) jesteś skazany na alienację a kolejne, otrzymywane z otoczenia razy powodują, że zaczynasz szukać problemów w sobie lub też przekuwasz wewnętrzny ból w zewnętrzną agresję. W tym miejscu skupię się na alienacji a nie na tzw acting out. Niemal każdy psychoterapeuta będzie prowadził proces leczenia próbując wpisać Twoje reakcje w oczekiwania systemu. Zatem? Masz się dostosować do otoczenia uruchamiając stłamszone w procesie dorastania cechy, które pozwolą się zaadoptować do skurwiałego do cna społeczeństwa. Niewątpliwie przyczyni się to do poprawy jakości życia, jeśli terapia przebiegnie w pożądany sposób, ale… będzie to wyłącznie przykrywanie gówna lukrem. Póki działają prochy, chodzisz na terapię, pierzesz sobie mózg możesz jako tako egzystować, ale wystarczy jedna poważniejsza rysa w życiu, śmierć bliskich, utrata stabilizacji, impuls, aby wszystko szlag trafił a misternie tworzona fasada zawaliła się w jednej chwili jak domek z kart.
Większość porad jakie można znaleźć w sieci a dotyczących relacji opiera się na patternach. Przyznam, że sam swego czasu padłem ofiarą łatwego definiowania rzeczywistości grzebiąc potencjalnie fajne relacje z kobietami, bo zamiast kalibrować stosowałem ramkę. Ramka to zło – ustaliśmy to już lata temu na podrywaju, oczywiście jest jeszcze statystyka a ta mówi, że robiąc coś sztampowo i dobierając odpowiednio liczną grupę osób na której zastosujesz ramkę osiągniesz sukces. To prawda – ale w tym układzie dostaniesz w dużej ilości podróbkę tego na czym naprawdę ci zależy. Dostęp do seksu, licznych kontaktów towarzyskich, bycia podziwianym w określonych kręgach ludzi będzie łatwiejszy niż wypicie porannej kawy, tylko co z tego, kiedy po n-tym razie stwierdzisz, że nie o to chodzi? Musi tak być! Nie ma bata! Dlaczego?
Bo grasz! Robisz coś wbrew sobie!
Panowie i Panie! Poderwać kobietę, zainteresować sobą randomowego mężczyznę jest niezwykle łatwo. Owa łatwość kusi, tym bardziej, że deficyt bliskości drze mordę od samego rana do nocy domagając się zasypania. I wówczas najczęściej pojawiają się liczni kołcze, fora dyskusyjne, samopomoc w sieci itp, które za pomocą zdefiniowanych regułek i zasad udają, że podają na tacy sprawdzoną formułkę na życie. I co? Goowno. 🙂 Po kolejnym fuckupie okazuje się, że co prawda masz tysiąc pińcet znajomych, co parę dni inną laskę czy umawiasz się z kilkoma gośćmi na raz ciesząc się z pozoru atencji, kiedy w środku czujesz…pustkę i znów obalasz butelkę czerwonego siódmy wieczór z rzędu. Czemu?
Bo grasz! Nie jesteś sobą!
Każdy z nas optymalizuje życie, kobiety prócz tego są skazane na hipergamię, co w połączeniu z emancypacją wysyła te najbardziej atrakcyjne fizycznie i mentalnie na wyspy samotności, bowiem na skutek wpadnięcia w nurt siłowego rozwoju docierają do miejsca, gdzie nie ma już mężczyzny, który byłby w stanie im zaimponować. I na to jest rada, jedyną rzeczą, którą należy zrobić to oddzielić potrzeby dyktowane przez podświadomość od świadomych potrzeb ludzkich. Nie znam nikogo komu by to się do końca udało, bowiem konglomerat człowieka i zwierzęcia zaszyty w worku ze skóry i kości będący de facto biorobotem nie może świadomie zwalczyć głęboko zakorzenionych, zdeterminowanych potrzeb. W takim wypadku pozostaje jedynie akt hiperkompensacyjny miast siłowego kreowania rzeczywistości bądź dopasowywanie siebie do otoczenia. Dlaczego?
Bo grając krzywdzisz innych, nie tylko siebie.
Póki życie daje satysfakcję, czujemy spełnienie, warto je toczyć. Dobrze dobrany akt hiperkompensacyjny potrafi dać solidnego kopa i napęd do życia a w sprzyjających okolicznościach pozwala zapomnieć nawet o deficytach. To dlatego np dobrze dobrana praca czy zajęcie jest tak ważne. Oczywiście jest to forma ucieczki, ale chyba jedna z lepszych, bowiem po pierwsze pozwala zapomnieć o pewnych brakach a po drugie nie rozsiewa dalej cierpienia. Doskonałym przykładem człowieka, który do perfekcji doprowadził własny akt hiperkompensacyjny był Zdzisław Beksiński. On naprawdę kochał życie i to co robił, jednocześnie dając upust własnym lękom i zblokowaniu w postaci malarstwa. Jeśli w jego twórczości widzisz horror, strach, przerażające wizje to znaczy, że ten wpis Cię nie dotyczy. Jesteś randomem i na pewno doskonale odnajdujesz się w społeczeństwie. Niestety, nawet Beks w schyłku swych dni nie był w stanie przełamać racjonalnej prawdy o tym co nas otacza, tym bardziej, że samotność spowodowana śmiercią żony oraz samobójstwem syna doskwierała mocno mimo licznej przecież grupy znajomych i wielbicielek. Samotność wśród ludzi – najgorsza rzecz jaka nas spotyka w życiu.
“Nic nie przetrwa próby czasu.”
Wielu chłopaków po lekcjach wyniesionych z podrywaja, po szkolnych próbach dziesięciu kroków, reguł 20 sekund i tak dalej doszła do takiej wprawy, że była w stanie wyjąć w galerii handlowej powiedzmy 60% kobiet, które im się podobały. Wielu z nich weszło w ciekawe relacje, które jednak runęły po kilku miesiącach. Czemu?
Bo grali. Ich alfa przekaz był sztuczny.
Jeśli nie masz naturalnych predyspozycji do bycia atrakcyjnym dla stada możesz na bazie ciężkiej pracy u podstaw wykuć je niczym średniowieczny mistrz misterną zbroję, tylko co z tego skoro po osiągnięciu celu…zrzucisz maskę i kurtyna opadnie! Nie możesz grać całe życie, bo kiedy tylko podświadomie zrozumiesz, ze osiągnąłeś cel zaczniesz znów być sobą. Co w tym złego? Ano to, że sprzedałeś partnerowi iluzję. On/Ona “kupiła” Twój obraz a nie Ciebie. Nie ma bata – to musi pieprznąć. I co wtedy? Za pierwszym razem wyzwiesz ja od dziwek, jego od śmieci i tak dalej. Prawda jednak leży gdzie indziej a problem w Tobie ale nie tam, gdzie lokuje go 90% psychologów. Wiedziony przez skurwiałe do cna społeczeństwo wkomponowałeś siebie w jego potrzeby co przyniosło w efekcie…
Kolejny upadek.
Aby zrozumieć w co się tu gra, trzeba niestety grać, grać i dużo przegrywać do czasu, gdy zrozumie się świadomie, że trzeba przestać grać a zacząć być sobą. Nie każdy ma na tyle siły, wielu poddaje się strzelając samobója i tym samym pozbawiając się możliwości poczucia spełnienia i satysfakcji. Im bardziej wrażliwa jednostka, tym silniejsze upadki i emocje. Zatem?
Bądź sobą! Pamiętaj, że masz minimalny wpływ na życie za to pełny na ocenę tego co Cię spotyka!
Daj się poznać światu jako TY a nie produkt socjal mediów, mów co czujesz, szanuj siebie i innych, stawiaj granice, przestań się bać. Proces dochodzenia do siebie może trwać latami i zakończy się tak samo jak życie każdego z nas, czyli nicością, ale może jednak warto poczuć choć raz zapach i smak prawdziwego powietrza w płucach? Złapać znów prawdziwy oddech dziecka bez morfiny? Nawet jeśli społeczeństwo uzna Cię za outsidera! Zastanów się, co CI po opinii innych jeśli Tobie jest dobrze? Mało tego będąc sobą masz duże szansę na zainteresowanie sobą osoby, która nie tylko doceni to jakim jesteś ale także sama znajdzie swoją upragnioną przystań? Może też być tak, że to nie zdarzy się nigdy, ale gwarantuję Ci jako weteran tego typu klimatów, że lepsza samotność niż życie w kłamstwie. Bycie sobą oczyszcza nieprawdopodobnie z goowna, którym oblepia nas na siłę społeczeństwo.
Pozdrawiam i trzymam kciuki!
Rafał