Faust i prezerwatywy.

“A cóż ja miałem takiego ważnego napisać w temacie prezerwatywy? Pani to tak jak mój szwagier. On każdy temat skręci w kierunku spraw męsko-damskich, a akurat te sprawy mamy (my ludzie) ustawione dosłownie na poziomie pszczoły: wsadzać, trzeć, wlewać i to niezależnie od tego, jak poetycko chcielibyśmy te potrzeby przedstawiać na użytek własny i literatury. Wszyscy temu podlegają, tak jak i podlegają zmęczeniu, uczuciu głodu, senności i lęku przed niebytem, ale w końcu chyba nie warto jeszcze o tym na dodatek w kółko gadać, pisać i kręcić filmów. Mnie w każdym razie to maksymalnie wkurza, podobnie jak i zwierzenia kolesiów, gdy byłem jeszcze młody. Czułem się wtedy zawsze, jakby mi ktoś podawał spoconą rękę, lub jakby mu z ust śmierdziało. Popęd jest mechanizmem nie do przeskoczenia, ale mówiąc już całkowicie i to śmiertelnie poważnie (a zresztą od początku jestem poważny), to mnie popęd kojarzy się wyłącznie z obustronną młodością, czyli zarówno po stronie nadawcy, jak i po stronie odbiorcy, i nie razi mnie to, gdy ulega się temu zamroczeniu po maturze, czy na studiach, ale potem budzi to we mnie sprzeciw i niechęć. Coś w rodzaju dysonansu estetycznego. Cóż z tego, że nadal mam ochotę na jakąś małolatę, jeśli moją własną i budzącą mą odrazę cielesność i cielesność osób młodych, do których mógłbym odczuwać popęd, przedstawić by można modelowo jak kanapkę ze spleśniałej szynki na bułce prosto z pieca. Natomiast seks dwojga osób dorosłych od zawsze budził moją odrazę. Mój szwagier tego nie odczuwa, i Bóg z nim. To pszczoła. Do takich należy Królestwo Niebieskie. Ja, niestety, odczuwam to tak, jak opisałem i wprawdzie żałuję, że młodość minęła, ale na to – podobnie jak na śmierć – nie wymyślono jak do tej pory innego remedium poza marzeniami Fausta i wiarą w Boga.”

Rafał Skonecki