Inteligencja zwierząt.

Korzystając z weny pozwolę sobie jeszcze co nieco poprzynudzać. Opowiem Wam historię pewnego delfina, jest ona o tyle ciekawa,że wiąże się z miejscem, do którego zawsze chciałem wyemigrować na zawsze a mianowicie z Nową Zelandią. Czemu tam? Hedonistycznie odpowiem, bo rano można pojeździć na nartach a wieczorem opalać się na plaży, poza tym Franc Maurer uciekł tam z walizką pełną dolarów a Nadia zakochała się w jego bracie. Cóż? Pech…

Cofnijmy się do roku 1888. Do Wellington, jednego z głównych portów Nowej Zelandii, będącej brytyjską kolonią karną (dla nieświadomych podpowiem, że ten raj na ziemi został zasiedlony przez skazańców z UK) droga morska prowadzi przez Morze Francuskie, To cholernie niebezpieczny dla nawigacji akwen, pełen raf koralowych, które stały się przyczyną do zatonięcia już niejednego okrętu. Każdy kapitan statku płynącego tamtędy miał duszę na ramieniu i maksymalną koncentrację uwagi na nawigacji, ale nawet to nie zapewniało sukcesu. Tonęli ludzie i okręty,towar przepadał a koszta transportu rosły w kosmos. Pewnego burzowego poranka, przed okrętem płynącym do portu Wellington pojawił się delfin. Ludzie morza od zawsze uważali te zwierzęta za przyjaciół, tak też stało się tym razem. Przerażeni marynarze rzucają się do sternika krypy i krzyczą wśród huku wiatru i fal, by płynął za delfinem! Sternik tak robi, okazuje się, że zwierze wyprowadza okręt wprost na redę portu, po czym efektownym wymykiem odpływa na pełne morze.

Zaczyna tworzyć się legenda, niczym kreskówka – Biały delfin Um! 😉

Kolejni marynarze i kolejne statki są bezpiecznie przeprowadzane przez zaklęty akwen, wprost do portu. Nasz przyjaciel delfin, staje się sławny. Całe kawalkady statków czekają przed wejściem na akwen, aby pojawił się przyjaciel delfin. Ten skacze radośnie pląsając się po morzu w oczekiwaniu aż pojawi się więcej jednostek, wówczas nagle jednym, potężnym skokiem daje sygnał “za mną”! Wszyscy kotłują maszyny i ruszają ciurkiem za podwodnym przyjacielem! Marynarze nazywają go Pelorus Jack, co znaczy “darmowy pilot”. Delfin nigdy nie zawodzi, rząd Nowej Zelandii bierze oficjalnie delfina pod ochronę. Wszystko pięknie gra do czasu, gdy w 1904 roku do portu w Wellington wpływa jak zwykle cała eskadra statków “pilotowana” przez naszego mistrza nawigacji. Niestety, najebany pasażer parowca płynącego na czele grupy statków wyciąga sztucer i strzela do delfina, który niknie w odmętach oceanu. Załoga parowca dokonuje linczu na owym “mistrzu”pewnej ręki, ale delfin znika. Pewnie padł, trafiony solidnie ze sztucera.

Mija kilka miesięcy i Perolus Jack pojawia się znów. Znów przeprowadza statki do Wellington, tylko jeśli w kolejce czeka wspomniany parowiec znika na amen. Lincz jest kwestią czasu, kapitan owej łajby robi wszystko, aby zmyć złą passę ze statku. Nikt nie chce tam służyć, żadne pieniądze, apanaże, nic nie jest w stanie wyrównać strachu przed służbą na feralnej jednostce.Kapitan parowca nie jest w stanie już w ogóle zrekrutować załogi, mimo że płaci czystym złotem. W końcu feralny statek próbując samodzielnie pokonać feralny akwen wpada na rafę i tonie zabierając ze sobą całą załogę i nieszczęsnego kapitana. Perolus Jack wykonywał swoją służbę do 1912 roku, kiedy do zniknął na zawsze w głębi oceanu na skutek starości.

Nigdy nie został zapomniany, władze Wellington postawiły mu pomnik, który można do dziś podziwiać w tym pięknym mieście.

Zwierzęta są milsze od ludzi, jak mawiał Leon the Professional.

🙂

Rafał Skonecki