W ostatnim czasie modne stały się nielegalne wyścigi, nawet TVN tropi chłopaków palących gumy na Modlińskiej, za moich czasów takie eventy odbywały się na Ordona, skutecznie zakończone przez ówczesną policję po rozbiciu przez syna jakiegoś kacyka nówki Alfa Romeo. Do tego na kostce brukowej rozlewany był przepracowany olej co skutkowało porannymi driftami u bogu ducha winnych kierowników goniących swoje Fiaty Siena do roboty 😉 Mam wrażenie, że mimo wzrostu mocy i coraz droższych aut klimat współczesny jakoś nie ten, ale może to tylko iluzja? Tak czy owak na dziś polecam raczej zabawy na torze, choćby w Jastrzębiu, gdzie za parę złotych można do oporu sprawdzić nie tylko zawieszenie swojego auta ale także własne umiejętności jako kierownika. Dla chcących nieco więcej adrenaliny polecam udanie się w moje ślady i przejechanie czymś nisko zawieszonym i z kręcącym się do minimum 7200 obrotów na minutę silnikiem albańską drogą enigmatycznie oznaczoną jako SH8!
Drogę SH8 wybudowano w roku 1920 i dopiero niedawno gruntownie ją wyremontowano – dziś mamy zupełnie nową nawierzchnię i w wielu miejscach europejskie zabezpieczenia i oznakowanie. Wciąż jednak istnieją odcinki pozbawione jakichkolwiek barier i zabezpieczeń z zionącymi z lewej strony przepaściami. Jednak zanim tam dotrzecie przygotujcie się na krowy na jezdni, brak jakichkolwiek zasad ruchu, jechanie na czuja, kto pierwszy ten lepszy, otwarte studzienki, tylko gotówka, brak świateł nocą nawet w miastach i tak dalej. 🙂 Można się do tego przyzwyczaić, przynajmniej ja po krótkim czasie wtopiłem się bez problemu w miejscowy ruch, aby po chwili łapać słońce tańczące na masce i rozkoszować się niesamowitymi widokami tamtejszej riwiery z drogi, która wspina się miejscami na ponad 1000 metrów nad poziom morza. Dla zawieszenia, hamulców i silnika a także kierowcy trasa ta, jeśli pokonuje się ją dynamicznie to prawdziwe tortury. Same okolice Sarandy, gdzie owa arteria bierze początek, obfitują w liczne atrakcje, z której jedne są bardziej a inne mniej dostępne. Prócz albańskiego hitu zwanego Blue Eye w jego okolicach można zauważyć ogromny akwedukt, którym woda z pobliskiego zbiornika jest dostarczana do elektrowni szczytowo-pompowej. Na pierwszy rzut oka nic ciekawego a jednak! Po pierwsze kolor wody – szmaragdowy, po drugie akwedukt wybudowany w czasach Hoxhy najlepsze lata ma już za sobą a co za tym idzie leje się z niego jak z wodospadu Niagara. Hektolitry wody spadające z hukiem na dół i rozbijające się na skałach robią niesamowite wrażenie, szkoda że nie dało się podjechać bliżej, ze względu na mostek, który wyglądał niezbyt solidnie a po drugie…brak prześwitu. Tu napęd na cztery łapy to jednak za mało. Albańska riwiera obfituje w liczne przepiękne plaże, do moich ulubionych należy Gjipe Beach położona w zatoce otulonej przez skały, prowadzi do niej kręta, kamienista droga wijąca się wybrzeżem, usianym licznymi bunkrami. To mekka ludzi kochających szaleństwo 4×4 – byłem w szoku widząc jaki spadek jest w stanie pokonać odpowiednio przygotowany Land Cruiser! Trudno w jednym wpisie wymienić wszystkie odwiedzone przez nas miejsca, wspomnę jeszcze o Manstir Beach oraz tajnej bazie albańskiej marynarki wojennej, gdzie jeszcze do niedawna stacjonowały w wykutych w skale tunelach okręty podwodne. Durres amfiteatr, Cable Car w Tiranie, można wymieniać bez końca.
Podróżując SH8 chwilami mamy wrażenie jakby droga prowadziła wprost w chmury by po chwili wypaść z iście szaleńczym spadkiem w kolejne, ciasne serpentyny. Wzniesienia są tak ostre, że aby przyspieszać trzeba trzymać silnik na niskich biegach i wysokich obrotach. Czwórka odpada bo prędkość…maleje. 😀 Polecam każdemu fanowi adrenaliny – po przejechaniu kilkuset kilometrów czuje się potężne zmęczenie ale też adrenalinę, która daje naprawdę mocnego, naturalnego kopa! Nieprawdopodobnie zaimponował mi albański kierowca prowadzący starą, zdezelowaną ciężarówkę podobną do Ziła, z ogromną paką, przeładowaną do granic możliwości. Dzielnie pokonywał wzniesienia, wyprzedzaliśmy go kilkanaście razy, zatrzymując się, aby zrobić zdjęcia! Prawdziwy twardziel, zawieszenie wyło, opony wyglądały jakby miały wystrzelić, mimo to parł do celu! Chwała bohaterom! 🙂
Czas opuścić ten piękny kraj – następny cel? Kupari! Zatoka umarłych hoteli, ale to już materiał na inny wpis. W załączeniu kilka zdjęć.
Pozdrawiam ciepło!
Rafał Skonecki