Polskie Malediwy ;)

Od jakiegoś czasu nachodziła mnie chrapka, aby odwiedzić tak zwane polskie Malediwy, czyli jezioro Turkusowe nieopodal Konina będące de facto zbiornikiem osadowym dla pobliskiej elektrowni. Konin mi wyjątkowo nie po drodze, ale tak się złożyło, że kolega poprosił mnie aby pojechać z nim do Wrześni, obejrzeć samochód, który sobie upatrzył w internecie. W ogłoszeniu oczywiście igiełka. Zabieram rano grubościomierz oraz interfejs diagnostyczny do BMW i ruszamy ku miastu doznań 😉 Z góry założyłem, że nawet jeśli będziemy wracali na dwa auta to ja odbiję z trasy A2 w kierunku południowym, aby przekonać się, czy miejsce to rzeczywiście jest tak fenomenalne jak przedstawia się to w sieci a kolega sobie wróci do Warszawy. Prywatny sprzedawca okazał się Mirkiem handlarzem sprzedającym w imieniu szwagra (stary numer), bezwypadkowe auto pełne szpachli, z porwaną skórą, ale hit to silnik, poklejony chyba na Poxipol. Czary goryczy dopełniła długa lista błędów tak silnika, osprzętu jak i skrzyni biegów. Kupno auta z komisu w kartoflanej to jest texas holdem. Prosta sprawa, auta za Odrą, które są bezwypadkowe, bez kręconych liczników, nie popowodziowe itp są znacznie droższe niż u nas więc jak może się opłacić sprowadzać dobre sztuki i jeszcze na nich zarobić? Chcesz dobrą furkę, upatrz sobie kilka sztuk w jakiejś okolicy i jedź do cywilizacji. U nas kupuje się tylko złudzenia.

Chcąc nie chcąc kolega musiał mnie podrzucić w drodze powrotnej nad jezioro Turkusowe, czego zresztą srogo pożałował, bo obejście całości zajęło mi ponad dwie godziny, kosztowało pocięte od chaszczy nogi, kąpiel w błocie po kolana i powrót w majtkach do domu, bo w spodniach zjechałem na dupie wprost w bagienko, ale i tak warto było! Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda. Woda rzeczywiście ma fenomenalny kolor, zdjęcia jakie umieszczam w tym wpisie nie są w żaden sposób koloryzowane, otoczenie, klimat, zakazy wstępu to dodaje pieprzu i papryki do szarej codzienności. I o to chodzi. Może teraz kilka rad, bo zeksplorowałem teren i jeśli chcecie na szybko dostać się na brzeg tylko po to, aby zobaczyć kolor wody to polecam miejsce o współrzędnych: 52.26223437431992, 18.25643820866355

Na końcu “ślepej” uliczki jest dość fajny parking, gdzie można zostawić pojazd a następnie pieszo po jakichś 400 metrach dojść nad brzeg. Niestety, w tym miejscu szuwary wykluczają zrobienie foty umożliwiającej wrzucenie na Insta swojej facjaty z “fake” lokalizacją na prawdziwych Malediwach. 😉 Aby tego dokonać trzeba podjechać ulicą Brunatną do drogi krajowej 25 i porzucić auto w miejscu, gdzie na mapie teoretycznie jest lokalna ścieżka a w praktyce jest ona zamknięta nasypem, barierkami, linią kolejową oraz zakazem wstępu. Wrzucę współrzędne to każdy się zorientuje o czym mowa. 🙂 52.26910131815309, 18.263696614616265

Kolejne miejsce, skąd można podziwiać ten fenomen jest zlokalizowane bliżej elektrowni. Warto się tam udać bowiem prawie na końcu lokalersi urządzili fajne miejsce na grilla, z miejscami do siedzenia, barierkami i pięknym widokiem na wodę. Smaczku wyprawie dodaje fakt, że po minięciu zakazu wstępu trzeba dość długo iść przez księżycowy krajobraz, podobny do pustyni lub miejsca, gdzie ludzka stopa nie staje. Coś niesamowitego! Wiatr, słońce, piasek przesypujący się po niewielkich wydmach tworzy iście surrealistyczny krajobraz. Wrzucę miejsce, gdzie kończy się utwardzona droga, ja zaszedłem dużo dalej choć mając duszę na ramieniu, bo czasem musiałem trawersować kilkumetrowe skarpy chwytając się wręcz gałęzi a miejscami zjeżdżając na tyłku. Jest coś takiego w tym miejscu co każe iść dalej mimo, że rozsądek mówi “wracaj”. Reszta fotek w galerii. 52.2733717249194, 18.255389389090055

Na końcu dodam, że wszystko co napisałem wyżej to fikcja literacka a fotki znalazłem w sieci. 😉

Pozdrawiam
Rafał

PS: Szczerzę się dziwię, że nikt nie wybuduje tam pomostu dla turystów bowiem wchodzenie tam grozi naprawdę utratą zdrowia lub nawet życia. Zapadanie się w bagnie po kolana, czy wysokie skarpy, nie wróża nic dobrego, zatem? Wchodzisz na własną odpowiedzialność. 🙂

Rafał Skonecki