Inne planety.

No cóż? Upłynęło sporo czasu od ostatniego wpisu więc z szacunku dla tych kilku oświeconych czytelników, którzy co jakiś czas zaglądają w moje skromne progi jestem zmuszony coś spłodzić. 🙂 Niech ilustracją do dzisiejszych rozważań będzie obrazek, który widać poniżej. Life it’s a tricky thing jak to ktoś powiedział (Radek K. by pamiętał kto, ja mam już demencję i inny poziom wrażliwości) i miał rację. Aby spojrzeć na całość procesów jakie nas otaczają i zacząć je analizować takimi jakie są w oderwaniu od narzutów własnego ego trzeba dojść do momentu, gdy zauważymy, że nas nie definiuje to ile mamy, jakie mamy wykształcenie, czy jesteśmy pożądani czy nie, ale fakt, że mamy w ogóle możliwość egzystencji w otaczającym nas cyrku. Aby to osiągnąć trzeba sporo stracić, dużo zyskać, sporo wycierpieć ale też odczuć wiatr w żaglach, czyli im dłużej żyjesz i więcej myślisz tym więcej wiesz i więcej szczęśliwy jesteś bez względu na to co się zdarza. Tak myślę, że nie będzie to tekst mojego życia bowiem powiem wam szczerze, że obserwacja otoczenia pcha mnie coraz mocniej w objęcia samotności i izolacji oraz groteski na poziomie Monthy Pythona. Cóż, ludzie nadal uważają, że sukces równa się to ile masz na koncie. Biedacy. 😛

Czytaj dalej „Inne planety.”

Słodki koniec dnia.

Mam silną potrzebę poruszenia dwóch tematów. Pierwszy z nich to jeden z tysiąca, czyli wpis na forum racjonalisty człowieka posiadającego dużą wiedzę w zakresie fizyki teoretycznej, który prawdopodobnie pozwoli mi ruszyć do przodu w temacie determinizmu. Mimo że, hasła typu teoria Fali Pilotującej i teoria de Broglie’a-Bohma pchnęły w mój marazm poznawczy nowe siły, to nim popełnię na ten temat wpis, skupię się na doznaniu zmysłowym, którego byłem świadkiem kilka dni temu.

“Być mgłą, która nie wie czy jest jeszcze ziemią
czy może już chmurą
nie wie bo nie musi
nie wie
robi swoje
I nic innym do tego”.

Jarosław Mikołajewski /Maria Linde/

Na film Jacka Borcucha czekałem w napięciu kilka miesięcy wspominając genialny koncert Daniela Blooma w łódzkiej Wytwórni sprzed kilku lat, kiedy to korzystając z niezdecydowania innych widzów udało mi się zająć miejsce na kanapie pod samą sceną, co wyjątkowo przyczyniło się do odbioru genialnej twórczości kompozytora. Jedyną rysą na Słodkim Końcu Dnia jest obecność Szczepana Twardocha, który jawi mi się mocno niespójnie jako autor i twórca, ale być może to rodzaj uprzedzenia? Oby. Tak czy owak zgodnie z zasadą synchroniczności, którą opisałem w poprzednim felietonie pewne rzeczy spotykają nas, czy też robią wrażenie w odpowiednich momentach czegoś co zwiemy życiem, dlatego będąc pod wrażeniem owego obrazu w odniesieniu do miejsca i czasu w jakim się znajduję teraz, chciałbym ogłosić powstanie arcydzieła. Jeśli ktoś przypisze ten film promocji multi kulti to znaczy, że jest prostakiem. Najbardziej bolesny w tym życiu jest…podział. I to jest prawda. W zasadzie cała prawda, którą jednostki odkrywały już dawno. Choćby John Lennon. Wszystkie niemal problemy świata poza ostatecznymi, dla których nie ma rozwiązania biorą się z niedojrzałości ludzi. Czytaj dalej „Słodki koniec dnia.”

Rafał Skonecki