Po kilku latach zadzwonił do mnie kolega, z życzeniami świątecznymi uruchamiając tak zwane stare karabiny
Otóż, kiedy jeszcze byłem normalnym stu trzydziestokilogramowym misiem, w moim korpo życiu układało się tak, że praktycznie co miesiąc jeździliśmy w różne miejsca na tak zwane business review. Oczywiście trochę gadania o wynikach, plany budżety, projekty, promocje i przeważnie ostra dyskoteka. W zasadzie był to rytuał, ale że tworzyliśmy fajną grupę, to próbowaliśmy się co jakiś czas motywować do zmiany przyzwyczajeń…i takie jedno wspomnienie przywołał ów znajomy..
Był piękny wrześniowy piątek a cała nasza szóstka zajmowała przedział pierwszej klasy pociągu Intercity relacji Warszawa – Gdańsk. Celem podróży był Dom Zdrojowy w Jastarni, ale na stacji końcowej mieli na nas czekać koledzy lokalersi Był to czas, kiedy jeszcze nie było A1, a jazda siódemką do Trójmiasta, oznaczała drogę przez mękę, połączoną z wyprzedzaniem na trzeciego, koniecznością wyścigów z innymi uczestnikami ruchu, walki z policją i nietrzeźwymi rowerzystami. Wobec tego zdecydowaliśmy, że lepiej jechać pociągiem a przy okazji nic nie pić, tylko zrobić co było do zrobienia, pooddychać morskim powietrzem i grzecznie wrócić do Wawy. Jedziemy sobie pociągiem, czytamy gazety, kłócimy się na tematy polityczne, ale jakoś tak wesoło się robi i no jakieś piwo by można strzelić. Albo pizze. Ale skąd wziąć pizzę w pociągu?
Czytaj dalej „Kolejowa pizza.”