Lonnie Waters.

“Lonnie Waters? Od czego, na Boga, jest internet. Gdy nie znam jakiegoś nazwiska, to je wystukuję. To taka modelka od softcore o urodzie głupiej blondynki, ale ma wszystko na swoim miejscu, a do głupich blondynek od zawsze miałem słabość. Ponura sprawa z tą piosenkarką. Nie umiem takich rzeczy słuchać, i to nawet gdy dotyczą ludzi na szczycie, którzy mieli opiekę i nigdy nie groziło im tułanie się po śmietnikach, np. Ronald Reagan. Rozmawiałem na ten temat wczoraj z młodszym o 20 lat kolegą. On miał zaraz po stanie wojennym jakąś dziewczynę, jak twierdzi: największą miłość jego życia, ale ona miała wbudowany jakiś układ autodestrukcyjny w sobie. Wydał na nią do grosza wszystko, co zarobił w Niemczech w trakcie stanu wojennego, kupił jej samochód, zapewnił mieszkanie etc., a ona i tak poszła sobie w siną dal i teraz podobno żeruje w łachmanach na jakichś śmietnikach, śpi pod mostem i tak dalej. Ja miałem ten problem z Tomkiem, tyle że on się nie staczał fizycznie i był do końca dobrze ustawionym i dobrze zarabiającym, umytym i zadbanym facetem, nawet zlecone prace zakończył przed samobójstwem i zostawił uporządkowane, ale od środka działo się to samo. Co do Lonnie Waters to kobiety, widać, tak już muszą. Od kiedy sięgnę pamięcią, to zawsze gdy powiedziałem, że podoba mi się jakaś dziewczyna, dowiadywałem się, że wygląda jak kurwa i wieje od niej prymitywizmem i wulgarnością. Co do prymitywizmu, to ona przecież nie staje do konkursu na wykładowcę MIT, a zresztą teorie fizjonomiczne, takie jak słynna teoria Lombrosa, należą już do przeszłości – nie znam naprawdę biografii tej panienki, bo nawet jeśli bym ją w internecie znalazł, to na pewno jest fałszywa, ale pozory czasami mylą i mogłoby się okazać coś wręcz przeciwnego, np. że ma doktorat z historii sztuki lub egiptologii. “

Zdzisław Beksiński

Pazyfizm.

“Teraz pacyfizm. Wszyscy jesteśmy pacyfistami i wojny obecne to wojny pacyfistów z pacyfistami. Przypominam sobie tytuły dzienników z okresu wojny. Już Adolf Hitler walczył o trwały pokój w Europie i na świecie. Zapewne także cele Poi Pota były zgoła ewangeliczne. Co ma jednak robić nieszczęsny miłośnik pokoju, jeśli inni miłośnicy pokoju chcą mu spuścić łomot? Oto pytanie za 100 000. Chrystus powiedział, żeby na rzucanie kamieniem odpowiadać rzutem chlebem i z punktu widzenia eschatology, jest to rozwiązanie jedyne, ale nie wytrzymuje krytyki, jeśli życie doczesne jest dla nas ważniejsze od życia pozagrobowego. No, a Pani mieni się być materialistką, czyli stawia Pani na doczesność, a nie na Pozagrobowe Życie Wieczne. Jak więc pogodzić to z pacyfizmem? Ma Pani problem.”

Zdzisław Beksiński

2+1.

“To bardzo smutne, co Pani pisze o tej gwieździe piosenki sprzed lat. Akurat ją jakoś pamiętam, choć nie interesowałem się w ogóle krajową muzyką pop. Owa liderka grupy 2+1, podobnie jak jej piosenki, była ulubienicą mojej mamy. Ciekaw jestem, jaki koniec mnie czeka. Na dworcu? Taki upadek zawsze jest cholernie smutny. To, co piszą o niej brukowce i że w ogóle coś piszą, nie dotarło do mnie, bo jakoś niewiele do mnie dociera. Coś musiało być pierwszą przyczyną takiej degrengolady. Narkotyki? Choroba psychiczna? Facet? Dziwny jest ten świat. Dobrze, że przynajmniej Niemen umarł jak człowiek, a nie pod płotem. Takie sprawy poruszają mnie (nie wiem dlaczego) silniej od całego Tsunami. Myślałem o tym przez cały dzień, mimo iż tej grupy nie cierpiałem, a zapewne tej pani też. Przypomniałem sobie też, że szlagier „Windą do nieba” jest mi jednak z niewyjaśnionych przyczyn znany, bo czasem czepia się mnie w trakcie bezsennej nocy, lub w trakcie pracy, na zasadzie upierdliwej melodii, której nie można się wyplątać. Zdaje się, że Tetmajer też tak skończył. No, a utalentowany śmierdziel, który przed pół rokiem usiłował wydusić ode mnie kasę? A Dostojewski, który umarł jako Kapitanów w przytułku dla alkoholików? Tak samo jak Dostojewski (czyli źle, bo anonimowo, we francuskim przytułku) skończył wielki poeta Norwid. Właśnie w zasięgu ręki, na półce mam „Leksykon śmierci wielkich ludzi” Isabelle Bricard. Myślałem, że znajdę tam Norwida, ale nie było. Był za to Nowotko i… Eichmann. Rzeczywiście, wielki człowiek. Zawsze czuję się tak, jakbym był temu winien. Mea culpa, mea culpa! To nie Dostojewski umarł jako Kapitanów, lecz Mtisorg-ski. Pamięć płata mi, jak widać, figle. Może to wstęp do alzheimera?”

Zdzisław Beksiński

 

Antropocentryzm.

“Antropocentryzm jest oczywiście i dla mnie platformą do działania, ale na bieżąco, czyli w bardzo krótkiej perspektywie czasowej, w której i tak na nic nie jestem w stanie wpłynąć. Przyszłość za głupie 100 000 lat jest czymś niewyobrażalnym. W tym przyszłość definicji pojęcia „człowiek”. NIC nie przetrwa próby czasu, a człowiek – o ile istnieć będzie jego potomstwo – stanie się czymś innym, niż jest. Jako obserwator jestem skrajnym pesymistą: nie ma się po co i komu stawiać, bo i tak, w ten czy inny sposób, wiatr zmiecie nas i nasze pomysły. Możemy tylko obserwować, i to w nader krótkim mgnieniu oka, jakim jest nasza egzystencja na tym świecie, i na dodatek w coraz większym stopniu zdajemy sobie sprawę, że wprawdzie niepoznawalny obiekt obserwacji oddziałuje na nas, ale my w oparciu o te bodźce budujemy sobie samodzielnie i na swoją miarę obraz tego, co na nas oddziałuje, ale ten obraz jest wyłącznie naszą konstrukcją i nie odpowiada mu nic, co potrafilibyśmy, choć w przybliżeniu poznać, zdefiniować i opisać. Czyli jest to, jak określił to już przed grubo ponad stu laty poeta: a dream within a dream. Nie ma nic poza naszym złudzeniem. Czy więc ma sens przyjmowanie innej postawy niż obserwatora? Płynąca woda obserwuje płynącą wodę. Czy coś innego mówi choćby buddyzm? Wracając do Pani listu. Oczywiście, Kościół katolicki jest łagodny dla grzeszników i chwała mu za to. W 95% wypadków wystarczy sakrament pokuty, a w poszczególnych wypadkach nawet tylko akt skruchy. Nie przepadam za Kościołem, ale muszę mu oddać sprawiedliwość, bo cóż innego można zrobić dla tej kupy biednego robactwa zwanego ludzkością, niż opiekować się i wybaczać. Należy chyba oddzielić superego od ego. Moje życie może być plugawe, ale moje apostolstwo może jednak wskazać innym drogę. Ująłem to trochę w stylu dramaturgicznym, ale określa istotę problemu.

No, Beksiński: Do roboty! Do roboty! Przerobić codzienną porcję niczego w nic, tak jak ten wzruszający człowieczek w „Żółtej łodzi podwodnej”. ”

Zdzisław Beksiński

Rafał Skonecki