Nie mam ostatnio za grosz weny do pisania, od czasu gdy znów zostałem sam. Kurde, facet potrzebuje porządnej kobiety jak maszyny do pisania. Po co? Wiadomo, to już Bukowski napisał – żeby pisać dla niej wiersze, opowiadania, kupować jej kwiaty i tęsknić, podczas gdy ona w tym czasie w klubach, dyskotekach, domówkach i kawiarniach dobrze się bawi, piekąc kolegom ciasta, robiąc parówki na śniadanie itp. Ktoś się rodzi kurwą, ktoś księdzem jak mawiał klasyk i ma to dobre strony bo się można czasem poznać 😀 Ja tam po swojemu, zawsze pod prąd, bo się wychowałem nie na Bukowskim, tylko na Lalce Prusa, Nocach i dniach Dąbrowskiej, poezji Stachury i kulcie kobiety jako boskiej istoty, pozbawionej wad. Jako, że bios cholernie trudno przeprogramować, tak koleboce się to moje życie, od jednej do drugiej, bo zamiast zdywersyfikować i ustawić sześć na raz odbijając się od jednej do drugiej to próbuję wmawiać sobie i światu, że to ja mam rację. Marny los mnie czeka chyba, ale niech tam, jak Stachura mawiał – i niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie. 😉 Stać mnie! A co?
Czytaj dalej „Porządna maszyna do pisania.”
13. Przebudzenie.
Kent odzyskał przytomność leżąc w łóżku na białej sali, jak przez mgłę zauważył, niewyraźną postać pochylającą się nad nim dość nisko.
Panie Kent, czy pan mnie słyszy? – głos jak ze studni docierał do niego dość wyraźnie, ale jednocześnie w jakiś dziwnie spowolniony sposób.
Tak, tak słyszę…gdzie ja jestem – zapytał cicho.
Chyba się wybudza powoli. Podaj mu jeszcze dawkę Zolpidemu – męski tym razem głos zabrzmiał w uszach Kenta.
Wzrok powoli przyzwyczajał się do jasnego, kłującego światła, postaci stojących w pomieszczeniu osób stawały się coraz wyraźniejsze.
Gdzie ja jestem. – zapytał, chwytając za rękę kobietę stojącą przy łóźku.
Czy pan mnie słyszy i widzi? – zapytała.
Tak, widzę i słyszę, tylko bardzo mi szumi w uszach. – odparł.
Proszę podać odczyty z kontrolerów. – stojący w pewnej odległości mężczyzna zwrócił się do będących zapewne w innym pomieszczeniu osób.
Czytaj dalej „13. Przebudzenie.”
Jechałem z pracy, rozumiesz? Z pracy…
Jechałem z pracy, rozumiesz? Z pracy…
Ciemny Opel Omega przecinał reflektorami mgłę, jaka opanowała ulice Mikołowską, późna pora, oraz sącząca się z głośników spokojna muzyka bardziej usypiały niż poganiały. Zresztą, do czego było się spieszyć? Od czasu, gdy się wyprowadziła, minęło równo cztery miesiące. Cztery pokoje na osiedlu przy parku ziały pustką i zimnem ścian. Właściwie, to była noclegownia. Czy to zmęczenie, czy brak koncentracji, a może zamyślenie kierowcy sprawiło, że zgrabna sylwetka auta spod znaku błyskawicy zamajaczyła na zamkniętym po 22 odcinku ulicy Francuskiej. Kierowca o zmęczonym i zrezygnowanym wyrazie twarzy i pustym utkwionym w dal spojrzeniu, nagle dojrzał machającą niczym na taksówkę niewielką, zgrabną postać. Widok na pustej, mokrej ulicy był dość surrealistyczny, obudził zresztą go na chwilę. Ostre hamowanie, wsteczny…otwierają się drzwi, w które zagląda twarz godna dłuta Michała Anioła, dość subtelny makijaż, oraz lekko kręcące się końcówki ciemnych włosów dodawały scenerii pewnej nieopisanej magii, tym bardziej, że dwa małe węgiełki w postaci oczu, błyszczały nadnaturalną radością zdając się pytać, podwieziesz mnie w ten deszcz?
Jechałem z pracy. Rozumiesz? Z pracy…
Czytaj dalej „Jechałem z pracy, rozumiesz? Z pracy…”