De gustibus non est disputandum.

“Boże, znowu ta opowieść o coli, dzięki której puszczają śruby. Gdy we wrześniu gościłem szwedzkie małżeństwo takich jak ja starców, to ich okrzyki zgrozy na moją strategię żywieniową i wszystko, co tylko miałem w lodówce, pamiętam do dziś. Musiałem po nich wszystko raz jeszcze myć, bo detergent jest niezdrowy, pepsi to zgroza, gdyż jest tam kwas fosforowy, a kwas fosforowy rozpuszcza rdzę. Boh ty mój! Kwas fosforowy rozpuszcza rzeczywiście rdzę i jest do tego celu powszechnie używany w przemyśle, ale agresywniejszy od niego kwas solny, też rozpuszcza rdzę. Używałem – jako facet, który lutował przed laty rzeźby z blachy jednego i drugiego kwasu. Znam bajki o tym, że zardzewiała łyżeczka włożona do coli na drugi dzień była jak nowa. Kto i po co wkłada zardzewiałą łyżeczkę do coli, i gdzie u licha spotkać można w przyrodzie zardzewiała łyżeczkę? Ja takiej nie widziałem. Stalowych łyżeczek po prostu nie ma. Wiem natomiast, i to nie jest bajka, że ilość kwasu solnego, który w tej chwili ma pani w swoim żołądku, pozwoliłaby na odrdzewienie dwóch metrów żelaznego ogrodzenia w parku, i jakoś Pani z tym żyje i nawet maluje sobie ściany. No dobra: rzeczywiście jadałem za życia mej żony sosy lepsze niż Uncle Ben’s i wołowinę lepszą niż „Wołowina we własnym sosie” (PN-A-82022-1998, panu Krzysztofowi polecam zawsze skontrolować normę), ale i jedno, i drugie jest najlepsze z tego, co mogę mieć szybko i pod ręką tak, aby przygotowywanie jedzenia wraz ze zjedzeniem nie zajmowało mi więcej niż kilka minut czasu. Poza tym de gustibus non est disputandum.”

Zdzisław Beksiński

Niedojebani.

“Dama od „Frywolek”, nie jest panienką, lecz czcigodną matroną i Matką Polką. Lekarka, o której mowa, jest moją starą kumpelą i takie gadanie, jakie Pani proponuje, niczego tu nie zmieni. Ona chce dla mnie dobrze, podobnie jak mój szwagier organizujący mi randki w ciemno, bo głupi Beksiński nie wie, co dla niego dobre. No, ale głupi Beksiński dobrze wie, czego chce. Po prostu jedni lubią golonko, a inni krówki. Ja przecież nie narzekam jak „niedojebana panienka” w stylu „chciałabym kogoś zapoznać”. Narzekałem tak kiedykolwiek, choćby jeden jedyny raz? Jeśli nawet czegoś bym chciał i tego nie dostaję, to jest to po prostu nieosiągalne tak, jak nieosiągalna jest powtórna młodość i drugie życie. Tych wszystkich „niedojebanych” bardzo mi żal, ale mam ich wyżej uszu. Czy nie mógłby mnie ktoś zastąpić? Ostatnio jedna – nawet atrakcyjna – młoda entuzjastka z telewizji regionalnej chce sobie (po wizycie w mojej pracowni) wydziargać (na dupie?) mój obraz. Ja poniał waszu cionkuju aluzju (jak w tym polsko-rosyjskim dowcipie), ale nie mam ochoty współpracować. Czy chęć podlizania się Panu Bogu i zostania św. Franciszkiem wymaga ode mnie spolegliwości i w tym zakresie? W takim razie zmieniam sobie idola. Kogo by Pani proponowała zamiast św. Franciszka? Może Pol Pota?”

Zdzisław Beksiński

Podchody.

“Co do panienki, to jest mocno pokręcona osoba. Pomagałem jej, wykonując (co zresztą do dzisiaj robię) poszukiwanie czegoś w internecie, skanowanie, kserowanie lub drukowanie tego, co sama napisała, bo jest bez forsy. Akceptowałem to, ale z wizyty na wizytę pojawiały się coraz bardziej maślane spojrzenia, wreszcie zaczęła za mną po mieszkaniu chodzić jak pies i gdybym nagle się cofnął, to bym na nią wdepnął. O kurka wodna, co z nią zrobić? Na dodatek kompletnie nie w moim guście, i to ani fizycznie, ani psychicznie. W końcu ona wali z grubej rury, czerwieniąc się i chichocąc. Dobry Jezu, a nasz Panie… Dałem odpór na tyle „kulturalnie”, na ile było mnie stać. Jej się broda trzęsie, pobladła i pyta w końcu, czy „jestem aż taka brzydka”. Fakt, że Nicole Kidman to ona nie jest, ale mam pełną świadomość, że nie sprawdzić się nawet u ponad 73-letniego (wtedy) dziadka, to już dla niej kompletne dno i zapewne kolejna porażka. Pani nie byłoby jej żal? Cholernie było mi jej żal i nie wiedziałem, jak mam się wykupić sam przed sobą. No i tak doszło do tego obrazu. Nadal od czasu do czasu przychodzi w celach takich jak dawniej. Ostatnio drukowała u mnie część swojej pracy, co najmniej 800 stron, przy lekturze których Heidegger wygląda jak Ludlum. Poszły ze dwie ryzy papieru i co najmniej jeden pojemnik tuszu, bo wymieniałem w połowie drukowania. Poszło pół dnia mego czasu. Robię u niej zapewne za jelenia, ale w specyficzny sposób, bo ona sama jest cholernie specyficzna, zakompleksiona i popierdzielona.”

Fenyloetyloamina.

Dzięki fenyloetyloaminie życie wydaje się zakochanym piękne i łatwe – bipolarnie naćpani…. Zazdroszczę Wam! 🙂 Czy jeśli życie jest złudzeniem, to czy uprawniona jest jego dalsza odsprzedaż? 😉
 
“Wszyscy oczekujemy na pochwały. Na to nie ma rady. To kwestia wychowania, a jak już zauważył Pawłów, odruchy warunkowe będą takie same u Dudusia jak i u Pani. Całe nasze wychowanie, poczynając od niemowlęctwa, wytwarza w nas stereotypy dynamiczne głównie w kontekście pochwały i nagany. Oczywiście, budujemy sobie potem mechanizmy obronne, więc niektóre nagany eliminujemy, tłumacząc sobie, że świat składa się głównie z idiotów, a idiotów stać jedynie na głupstwo, ergo: ci, co nas krytykują, to durnie, ale Raj jawi nam się jako wielka sala, w której wszyscy klaszczą i wpadają w zachwyt, jacy to jesteśmy wspaniali. Tu na ziemi chroni nas samokrytycyzm i zdolność do refleksji. Niemniej jednak, gdy jestem umiejętnie pochwalony, to jakby rosnę w siły. Każda panienka z agencji, o ile nie jest kompletną idiotką, zna tę podstawową prawdę, że klientowi należy wcisnąć kit, iż takiego supersamca jeszcze w swym życiu nie spotkała, a wtedy pojawi się po raz drugi i kolejny. Oczywiście, na pewnym obszarze działa to jako dodatnie sprzężenie zwrotne i klient rzeczywiście staje się wtedy o oczko lepszy. Doskonale ten mechanizm działa w relacji: lider i masy. Np. Hitler i rozentuzjazmowany tłum. Tłum mu swym zachowaniem podpowiadał: jesteś wspaniały, i on faktycznie stawał się coraz lepszy. Obawiam się, że wszyscy łatwo możemy ulec iluzji i wpaść w autouwielbienie. Może potrzebne jest trzecie oko, które obserwuje nas jakby z dystansu i donosi zgryźliwym tonem, że obiektywna prawda, o ile w ogóle istnieje obiektywna prawda, wygląda nieco inaczej? “
 
 
PS: Duduś to pies. BTW, ktoś łapie link do hochsztaplerów pokroju Grzesiaka? 😉

Wszystko co tuczące.

“Na załączonym zdjęciu obciągam tubę słodzonego mleka skondensowanego. Krowa wyobrażona na tej tubce jest chyba najpaskudniejszą grafiką, jaką w mym życiu widziałem, ale mleko wyborne, no po śniadaniu, jak i po obiedzie, jak codziennie, ukochany jogurt wiśniowy Jogobella maxi w opakowaniach po 500 g. Na kolację zjadłem lody z Zielonej Budki i Manhattan oraz Grycan, mieszając je i wzmacniając mlekiem skondensowanym z tuby, bo na moje wyczucie wszystkie są za mało słodkie. W międzyczasie – jak codziennie – piłem kilkakrotnie colę z sokiem grejpfrutowym. Do thrillera z kasety (Banderas z wiecznie niedomytymi włosami i ustami w ryjek – stary produkt braci Wachowskich) zżarłem dwie torebki ukochanych karmelków Werther’s Original. O czym donoszę pełen wyrzutów sumienia.”

Zdzisław Beksiński

Rafał Skonecki