
Na ziemi ognia i lodu cz.4

Zawiedziony idealista udający (nieudolnie) nihilistę.
Witam serdecznie po dłuższej przerwie!
Od czasu gdy zrozumiałem prawdziwą naturę tego co nas otacza i zaakceptowałem ten stan wewnętrznie, nie odczuwam już tak silnej potrzeby dzielenia się własnymi przemyśleniami jak wówczas, gdy walczyłem z zaprogramowanym genetycznie i behawioralnie obrazem świata. Może nie zbudowałem teorii wszystkiego, jak wiemy nie udało się to jeszcze nikomu, ale podobnie jak inni, myślący ludzie na ziemi, tej ziemi doszedłem do wielu konstruktywnych wniosków. Bezsilność sprawia, że najlepsze co możemy, to konsumować to co nas otacza korzystając z tego ułamka sekundy, w jakim mamy szansę doświadczać percepcją tego najlepszego ze światów – oczywiście przy poszanowaniu innych, ale to załatwia prawo naturalne.
Tak to już bywa w życiu faceta, że gdy na jego drodze staną dwie kobiety o charakterze dynamitu połączonego z gorzką czekoladą od La Maison du Chocolat w posypce z papryki, to musi się to skończyć albo totalnym odlotem, albo zupełnym upadkiem. Ryzyko jest spore, ale jako że od dziecka lubię czasem popuścić wodze fantazji, to postanowiłem postawić wszystko na ten układ! Miłośnikiem Mazdy MX-5 jestem od dziecka, śledziłem rozwój modelu począwszy od słynnej mydelniczki oznaczonej kodowo NA, poprzez NB, aż do NC, której właścicielem stałem się w zeszłym roku. Tak się złożyło, że w moje łapy niedawno wpadła kolejna Madzia oznaczona tym razem jako ND. Dwa litry benzyna, idealne wyważenie, niska masa własna i tylny napęd gwarantują emocje, przy czym objechanie na krętej drodze znacznie silniejszych konkurentów nie stanowi żadnego problemu. Wszak już sam Jeremy Clarkson tak podsumował czwartą generację kultowego roadstera:
“It’s a cure for depression, this car, it really is. You just can’t be in a bad mood when you’re driving it.”